Rzetelne inaczej sensacje z kraju Mieszka
"12 kwietnia 2009 roku polskie media masowe wzbogaciły się o nową agencję informacyjną. Zadaniem Nierzetelnej Agencji Informacyjnej (NAI) jest dezinformowanie społeczeństwa o wydarzeniach z kraju, świata, polityki i kultury." Sprawdźmy ją. "Znaleziono połowę Arki Noego!"
Pod Bełchatowem grupa górników przeczesując nowy blok kopalni odkrywkowej węgla brunatnego, natrafiła na bezcenne znalezisko! To połowa biblijnej Arki Noego! - ustaliła Nierzetelna.pl w rozmowie z paleontologami.
- Brygadzista kazał nam przebierać nowy blok odkrywkowy i grzebiąc z Frankiem dokopaliśmy się maszyną do jakiejś drewnianej konstrukcji - opowiada Zdzisław Kilof, górnik Kopalni Bełchatów. - Fedrowaliśmy dalej i kawał drewna się powiększał.
Piąteczek... Weekend czas zacząć. Oczywiście te długo wyczekiwane dni miną szybciej niż czas trwania pojedynku pomiędzy Woodym Allenem a Mariuszem Pudzianowskim. Taka już natura dni wolnych od pracy. Jednak nawet w ten błogi czas czyhają na nas zagrożenia, które potrafią zamienić ulotne chwile rozpusty i szampańskich zabaw w koszmar rodem z ulicy Wiejskiej.Co zrobisz gdy:
To tylko jeden „zyl”, rzekniesz. Widać nigdy nie dane ci było ciułać przez cały tydzień i mozolnie uzbierać 30 zł na pięć piw w swym ulubionym lokalu. Studenci, mimo że najczęściej cierpią na chroniczny brak waluty, potrafią wyczarować tę magiczną kwotę, aby w piątek zamienić ją w napój obfity w witaminę B.
Kiedy jednak okazuje się, że piwo w twym ukochanym pubie nie kosztuje już 6 zł a 7 zł, rodzi się najprawdziwszy dramat.
Wypijesz tylko cztery piwa i zostanie ci głupie 2 zł, za które nie kupisz nawet małego bro... Pozostaje ci raczyć się, w parku, chmielem z pobliskiego spożywczaka, gdzie miejsce fajnych niewiast (siedzących stolik obok) zajmą przyjaźni menele (siedzący ławkę obok), którzy chętnie podzielą się z tobą swymi życiowymi mądrościami w zamian za środek nawilżający ich wysuszone gardła.
Dzięki uczynnym kolegom udaje ci się jednak wydoić wymarzonych pięć piw i poznać fajne niewiasty ze stolika obok. Jedna okazuje się znać cytaty z „Martwicy mózgu” na pamięć. Będąc w połowie czwartego piwa, zakochujesz się. Dostajesz od tej wrażliwej i pełnej dobrego smaku istoty numer telefonu, który wklepujesz w swą zdezelowaną Nokię. Wracając do domu obiecujesz sobie do niej zadzwonić, dowiedzieć się jak ma na imię i zaprosić do kina na niedzielny przegląd filmów gore. Będąc kilka przecznic od domu spotykasz gromadkę żuli. Ten o ksywce „Gołota”, okazując dorodne braki w uzębieniu przednim, informuje cię o kradzieży twego telefonu.
Następnym razem numery do fajnych dziewczyn będziesz, za pomocą zardzewiałego gwoździa, wydrapywać na swym przedramieniu.
Udało się - przeżyłeś weekend. A w każdym razie jego najważniejszą część. Piątek i sobota minęły ci pod znakiem juwenaliowego szaleństwa. Wróciłeś do domu w jednym kawałku. Lecąc w kierunku niezasłanego wyra usiłowałeś jeszcze, w ostatnim odruchu świadomości, zdjąć trampki.
Ostatecznie skapitulowałeś i wyrżnąłeś ciężkim łbem w miękką i gościnną poduszkę. Teraz tylko kilka chwil na opanowanie tego paskudnego „helikoptera” i nadchodzi upragniony zgon.
Rano, niczym rozbitek który przeżył tydzień na Saharze, przeklinając w duchu pulsujący ból twego łba, czołgasz się do łazienki. Podczas tej podróży obiecujesz sobie:
„Więcej już nie piję...Ostatni raz to był...”. Oczywiście, poprzedniego wieczora nie byłeś wystarczająco przytomny aby zwrócić uwagę na kartkę informującą, że w niedzielę, z powodu awarii jednej z rur, do godziny 16 woda w całej klatce zostanie wyłączona. Módl się o deszcz!
Niby normalka, kiedy mieszka się w akademiku z wyjątkowo łakomym i jeszcze bardziej skąpym współlokatorem. Jednak są sytuacje, kiedy jego nawyk pałaszowania zawartości chłodziarko-zamrażarki jest nie do przyjęcia. Wracasz z imprezy, na której jakiś zbir dolał ci kilka kropel marihuany do soku marchwiowego (no, przecież trudno żebyś świadomie spożył nielegalną substancję!). Odurzony wracasz
do domu autobusem nocnym i przez całą podróż wymieniasz sobie w myślach, co zjesz kiedy wrócisz do swego grajdołka. Czy najpierw kabanosy, a później jogurt truskawkowy, a na koniec kromkę czwartkowego chleba z ostatnim plastrem żółtego sera, czy może w innej kolejności...? Znacząc drogę do pokoju kropelkami kapiącej ci z ust śliny, wbiegasz do swego lokum. Z obłąkanym wzrokiem wygłodzonego szaleńca, dopadasz do lodówki i... znajdujesz w niej kartkę: ”Zjadłem... Sorry. Odkupię na początku następnego miesiąca.”
Podobno papier łatwo się trawi...
W ostateczności - żryj majonez...
I to nie byle jaka. Lokal, w którym zwykle się bawiłeś, w ramach oszczędzania pieniędzy na wynajmowaniu wielkich łysych panów co to strzegą prawa i porządku, zaopatrzony zostanie w specjalne bramki wejściowe. Bramka dla dziewcząt składać się będzie jedynie z wagi pozwalającej na wejście tylko osobom, które nie przekraczają 62 kg.
Przejście dla panów natomiast, zaopatrzone będzie w dresowy czytnik kodów paskowych. Dopiero w ostatniej chwili dowiadujesz się, że ta selekcja ma miejsce ze względu na charytatywny koncert Ryszarda vel Peji. Jako że nosisz jeansy, drzwi do lokalu pozostają zamknięte, a ty spotykasz się z objawami skrajnego niezadowolenia innych osób czekających na wejście.
A myślałeś, że nic cię nie może już zadziwić. Stoisz sobie z kolegami przed rozłożystym gmachem akademika i rozmarzonym wzrokiem gapisz się na kiełbaskę, co to nabiera rumieńców na rozklekotanym urządzeniu grillopodobnym autorstwa Zbyszka spod ósemki. Tę piękną chwilę przerywa zachrypnięty głos ogorzałego Abdula, który z pochwalnym rykiem uwielbienia dla Allaha poświęca życie i własnym ciałem gasi ten paskudny ogień kapitalistycznego zepsucia. Turlając się po szczątkach zbyszkowego grilla, dokonuje biedak swego żywota. Oto masz przed oczami pierwszego znanego historii islamskiego wege-terrorystę.
Ktoś chyba znów dosypał ci marihuany do musztardy, albo wstrzyknął LSD w piętę...
To dzięki temu studenckiemu świętu Kazik Staszewski opanował do perfekcji sztukę grania na kilku
imprezach jednocześnie. Niestety, czcigodny wokalista lata swoje ma i mimo że dusza jego wciąż młoda i do scenicznych fikołków skora, to i takiemu wymiataczowi jak on zdarza się czasem zaniemóc. Wyobraź sobie, że w tym roku Kazik przygotował dla studentów nie byle jaką niespodziankę – wykona słynny przebój „Kochaj mnie, a będę Twoja” w oryginalnym duecie z Wiolettą Villas. Super. Po pierwszym utworze, dzielny rockers dostaje mdłości i musi przerwać koncert. Sytuację postanawia ratować blondwłosa posiadaczka najgrubszego warkocza w historii kobiecej mody. W ten sposób tłum rozruszanych piwskiem i rozgrzanych przez występy wcześniejszych gwiazd studentów ma rzadką okazję wysłuchania recitalu Wioletty V.
Czy ktokolwiek z tu zebranych będzie miał na tyle przyzwoitości, aby wytrwać do końca imprezy i wysłuchać kolejnych pięciu bisów?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą