Niezbyt odległe to czasy, gdy na wszystkie czynności było określenie "załatwić". Powoli odchodzi to w zapomnienie, ale polski sport narodowy, czyli jak dostać najwięcej za jak najmniej znakomicie kultywowany jest na obczyźnie...
Pan Roman wyliczył, że wystarczy mu, jak w Ameryce zje raz dziennie. Najlepiej w restauracji smorgasbord, gdzie można podchodzić tyle razy, ile dusza zapragnie. Chodził tam o czwartej po południu. Od rana dobrze go już głód przycisnął. A jak się nieźle naje, to dociągnie do nocy.
Plan był doskonały. Niestety, pan Roman pewnego razu przedawkował.
Zamiast zwyczajowych dwóch, wrąbał trzy golonki. Poprawił kapustą i plackami ziemniaczanymi ze śmietaną. Do tego sałatka z kiszonej kapusty
(witamina C), galaretka z drobiu (dobra na stawy) i pół talerza ruskich pierogów (jeszcze w wojsku polubił). Na koniec poszedł deser - banan, jabłko, galaretka owocowa i sernik. Pan Roman z trudem wstał od stołu. Chciał beknąć, jak zawsze. Zamiast beknięcia poszedł paw-rekordzista,
wypłaszając pół sali. Od tego czasu pan Roman ma zakaz wstępu do knajpy.
Dalej jednak kombinuje, jakby tu jeść raz dziennie. Albo najlepiej - wcale.
***
Pan Zenek jeździ z Chicago do Wisconsin po papierosy. Wyczaił, że tam w jednym miejscu jest taniej. Nic to, że podróż zabiera mu kilka godzin i parę galonów paliwa, nie mówiąc o zarywaniu niedzielnego wypoczynku.
Najważniejsza jest świadomość, że zrobiło się dil.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą