Szukaj Pokaż menu

Pamiętnik informatyka

29 962  
9   10  
Wejdź do Monster Galerii! Poniedziałek

9.10
Dowlokłem się do roboty

9.20
Dzwoni stażystka i płacze mi w telefon, że nie da rady wejść na serwer. Udzielam jej standardowej odpowiedzi nr 112: ("hmmm, u mnie działa") i polecam zrebootować komputer. Zajmuję się lekturą prasy

9.45
Patrzę na serwer - rzeczywiście nic się nie świeci ani nie szumi... Co to może być? Po chwili zastanowienia odczepiam kabel od ekspresu do kawy i przyłączam go z powrotem do serwera. O, zadziałało!

9.50
Dzwoni stażystka, że już działa. Bardzo dziękuje. Tak, Firma powinna zatrudniać samych stażystów. Takie to przestraszone, że nigdy nie będzie mieć pretensji.

10.20
Ta krowa z marketingu twierdzi, że jej nie chodzi sieć. Mówię jej, że to sprawa sprzętu, a ja jestem od "software" i polecam zaczekać aż "sprzętowiec" wróci z urlopu. Powinienem mieć tydzień spokoju z nią.

11.05
Nie lubię poniedziałków. Od samego rana się tak napracowałem, że czuję się zmęczony. Wpisuję w książce dyżurnego: "Wyjście do miasta celem zakupu CD-R-ów" i wychodzę do pubu.

16.50
Przyjście z miasta. Patrzę na system zadaniowy, a tam pisze, że nie można się było do mnie dodzwonić. Pewnie - wyłączyłem komórkę, bo by mi jeszcze w knajpie głowę zawracali. Wpisuję do systemu zadaniowego "naprawa uszkodzenia komórki". Jeszcze jeden rzut oka na dzisiejszą prasę i ...

17.00
Do domku :)

Wtorek

Archiwum krótkich - lepienie posła, skocznia mamucia, Jean Claude

7 397  
6  
- Mamo idę na dwór - krzyczy Jasio!
- A po co?- pyta mama
- Ulepić posła...
* * *
- Jaka jest różnica między MS Windows a kobietą?
- Żadnej!!! Zasypuje cię setką bezsensownych komunikatów i co najmniej trzykrotnie żąda potwierdzenia rzeczy oczywistych.

* * *

Dziadzio siedzi w bujanym foteliku przed kominkiem ćmiąc fajeczkę... nagle łomot - ktoś wali do drzwi:
- Kto tam?!
- Jean Claude van Damme!
- Nie znam... wszyscy czterej wypier*alać!

* * *

Małżeństwu urodziło się dziecko. Przyjaciółka przyszła je obejrzeć i
zachwyca się:
- Jakie słodkie maleństwo! Jak je nazywacie?
- W dzień, czy w nocy?

Autentyki XXII - spóźnialski Joe, przyśpieszony ksiądz i wykładowcy

22 632  
8   16  
Bardzo okrąglutkie, jeszcze cieplutkie, niczym bułeczki prosto z pieca w Geancie autentyki dwudzieste drugie... Co ja plotę, przecież pieca w Geant już nie ma...Media Markt też już nie ma... za to jest Nowa Narodowa Rozrywka!!! Żądamy po 1 stycznia co najmniej wolnego tygodnia, aby odbyć kondycyjny trening przed planowanymi wyprzedażami!!!!

Jak to jest, że redakcja o wszystkim dowiaduje się ostatnia i tym razem Czcibor (a raczej jego brat) wyjaśnił , dlaczego Ojciec Redaktor jadąc do Warszawy zawsze się spóźnia...

Odbywałem akurat obchód po mieszkaniu w celu podejrzenia dzikich zwierząt w ich środowisku naturalnym (rodzeństwo). Przy okazji tych podróży zahaczyłem również o pomieszczenie w którym tatko oddawał się jednemu ze swoich ulubionych zajęć - oglądaniu telewizji. Więc zapytałem uprzejmie :
- A co tam tato ogląda ?
- A mecz synu oglądam. - odparł on.
- Aaa - rzekłem aby podtrzymać rozmowę. Moja awersja do sportu nie jest jakąś tajemnicą - mecz powiada tato.
- Ano mecz synu. A Turczynki dają dupy.
W tym momencie dobiegł mnie głos mojego brata z sąsiedniego pomieszczenia
- Chyba na trasie Warszawa-Gdańsk.
(niby wszystko jasne, ale dlaczego on się spóźnia nawet wtedy, gdy jedzie pociągiem???)

Peenya podesłała historię, która stanowi koronny argument dla zmiany rządów w naszym kraju...

Mieszkam w bloku z bandą emerytów i rencistów. I właśnie przed chwilą jedna taka gwiazda ledwo doczłapawszy do domofonu dzwoni do jakieś tam swojej kumy i słyszę:
- A to ty Halinka w domu jesteś, bo ja sprawę mam, otworzysz ty mnie?
- A chodź kochana, bo ja właśnie wróciłam z cmentarza i przegryzam..

(no chyba już gorzej w kraju być nie może?
Bartosz_k jak zwykle donosi, co tam na Policji słychać. Ale dedykujemy tę historię wszystkim, do których przez Wielkim Postem przyjdzie jakiś wesoły na czarno ubrany pan (bądźcie czujni bojownicy, to może być sam Ojciec Redaktor)

Komenda. Do telefonu jest proszona jedna z pracownic (dzwoni jej mąż):
- Gdzie mamy świeczniki i krzyżyk bo ksiądz chodzi po kolędzie?
- Nie mamy! Co roku pożyczamy od znajomych... Wiesz ty go lepiej nie wpuszczaj!!
Na to głos z drugiej strony:
- No jak kuna nie wpuszczaj? On już na fotelu siedzi i czeka!
(no, dostanie się gościowi od miejscowego kapelana)

Nowosiciel lekko wprowadza w tematykę następnego autentyka:

Usłyszałem moich dwóch kolegów (imiona może pozostawię w słodkiej tajemnicy) rozmawiających pewnego razu po ostro zakrapianej imprezce:
- Chciałbyś być alkoholikiem?
Na to drugi nieco już zamroczony
- A dobrze za to płacą?
(na początku nawet nieźle... ale potem zaczynasz dokładać... i dokładać... i dokładać... aż wydasz wszystko)

Jeśli jednak zdecydujecie się bojownicy na taką życiową drogę, to może znów spotka was na swej marszrucie Apoter:

Miejsce akcji: moje miasto, styczeń, 20:00.
Jako, że mój padół do najbezpieczniejszych nie należy, udałem się po mamę, aby ją bezpiecznie z pracy do domku doprowadzić.
Uszliśmy może 100 metrów, gdy slalomem zbliżył się do nas nawiany jegomość.
Stanął przed nami, chwilę jakby się zastanawiał, po czym z pełną koncentracją wymamrotał:
- Przepraszaam Paańństwa, aleee to jest noc, czyyy dzień?
Spojrzałem na latarnie, faktycznie mogły zmylić. Sporo ich, a do tego śnieżek biały. Jeszcze poważny odpowiedziałem, ze Noc.
Pan podziękował i gdy odchodziliśmy do naszych uszu dotarło:
- To mnie ku*** stara zabije...
(który to był dzień stycznia?? bo mamy nieodparte wrażenie, że gość z zabawy sylwestrowej wracał)

Koniec świątecznych ferii, czas do szkoły i na uczelnie. koniec semestrów i sesja  (diabeł z gwoździami już czeka).
Co by wam osłodzić ten ciężki czas, bojownicze historie z wykładowcami w roli głównej:
Pszczoła_m opowiada:

W liceum mieliśmy przeuroczego, niezwykle przystojnego niemieckiego lektora - Petera N. Peter jako osoba przemiła, sympatyczna i o dużym uroku osobistym został zaproszony przez nas na wycieczkę klasową kilkudniową w Bieszczady. Peterowi się podobało, miał możliwość ćwiczyć swój polski, ponieważ nie tylko on uczył nas zwrotów przydatnych w życiu codziennym. Wymiana była dwustronna.
Dochodzimy zmachani do schroniska. Gorąco, jak na początek maja. Peter kupuje Colę.
- Proszę bardzo. Może panu dać szklaneczkę? - troszczy się pani o obcokrajowca o urodzie Włocha, w drucianych okularkach, smagłej cerze, śnieżnobiałych zębach, który nawet po marszu przez Bieszczady wyglądał jak z reklamy.
- A, nie dziękuję. - odpowiada uprzejmie z lekkim akcentem i szuka chwilę w pamięci - Będę pił z gwinta.
Wychodzimy na szczyt góry. Peter spogląda na połoniny. Wdycha głęboko powietrze. Pięknie jest. Wszyscy przez chwilę podziwiają w niemym zachwycie piękno przyrody. Jeden z tych podniosłych momentów górskich wędrówek.
I nagle Peter rozglądając się: "No, dobrze, ale gdzie są SIURY?"
Nie wiedział, dlaczego cała klasa zrobiła rotfl, a nasza wychowawczyni stanęła w pąsach. Ponieważ chodziło o żubry, oczywiście.

Fafnir opowiada o Pani Doktor, którą męska część redakcji zaślubiła by w ciemno...

Kiedyś, kiedyś... W gorący czerwcowy dzień odbywały się ćwiczenia laboratoryjne studentów biotechnologii. Jedna z prowadzących ćwiczenia Pani doktor przygotowywała roztwór odtłuszczonego mleka w proszku (mleko w proszku jest jednym z przydatnych odczynników).
Mój kolega (student), trochę niezorientowany co się w ogóle na ćwiczeniach dzieje, zobaczywszy Panią doktor, zagadnął:
- O, mleko! Czy czasem robi Pani w domu lody?
- Tak. Ale tylko mężowi! - padła odpowiedz.
(tak bardzo chłopaki lubią lody waniliowe oczywiście... a Ci, co pomyśleli o czymś innym do kąta i po dwadzieścia zdrowasiek)

Ale absolutnym zwycięzcą jest kolega profesora, który naucza Dudimmu:

Dzisiaj miałem zajęcia z Prawa Międzynarodowego, zajęcia prowadzi bardzo fajny profesor, który lubi żartować i miło traktuje studentów. Ale dzisiaj powiedział coś co mnie rozwaliło.....Zajęcia trwają już pewien czas i w pewnym momencie profesor spogląda na swój zegarek i się zamyśla....tak patrzy i mówi : "Miałem kiedyś kolegę, już nie żyje niestety, który miał wspaniały zegarek, piękny taki duży tak zwany czasami "Cyber Blat", ale ten zegarek wyróżniał się od wszystkich innych bo on nie miał żadnych wskazówek i cyferek i żadnych innych bzdetów, w miejscu wskazówek widniał napis i zawsze jak się na niego spoglądało pisało: O KU#WA JAK PÓŹNO!!!

Chcemy licencji na ten produkt!!!!!!!
Będziemy milionerami, bo Pan Prezydent zamiast wiecznego pióra będzie odchodzącym z rządu ministrom wręczał zegarki naszej produkcji. A taki zegarek musi kosztować...

Oczywiście, gdy podobne zabawne historie wydarzą się w waszym życiu, nie zapomnijcie podzielić się nimi na forum "KAWAŁKI MIĘSNE". Dla najlepszych - poczytne i zaszczytne miejsce na naszej stronie głównej! Innych nagród nie przewidziano - wciąż czekamy na coś co nas naprawdę powali... :)

8
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Archiwum krótkich - lepienie posła, skocznia mamucia, Jean Claude
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Historia milionerki, która nie opuszczała pokoju hotelowego
Przejdź do artykułu Autentyki XXI - karciany sylwester, punkt G i dojenie knura
Przejdź do artykułu Perfidny trolling komputerowy
Przejdź do artykułu Autentyki XX - o religii, nauce, sztuce i historii
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Autentyki XIX - na lądzie, na morzu i w powietrzu
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Powinni tego zabronić?
Przejdź do artykułu Autentyki XVIII - poradnik węgierski i bosmani z wyrostkiem

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą