Szukaj Pokaż menu

Dziwacy z rosyjskich portali społecznościowych LXII - po czym poznać rosyjskiego ptaka?

63 123  
182   23  
Wśród dzisiejszych dziwaków zobaczycie między innymi wyluzowaną pacjentkę, dowcipną laborantkę i dresa incognito.

#1.

Kliknij i zobacz więcej!

O skuteczności pewnych służb...

392 169  
4158   57  
...czyli porównanie skuteczności CIA, FBI oraz KGB:

Kliknij i zobacz więcej!

Kolejarz i żołnierz w jednej osobie - Opuszczone miejsca Podlasia

50 600  
216   6  
Dziś chciałbym wam opowiedzieć o pewnym miejscu, które jest przesiąknięte w swej historii tragizmem, walką oraz nadzieją. Miejsce, które ze względu na swoje strategiczne znaczenie było z każdym frontem wojennym niszczone i stawiane na nowo. Obecnie jest opuszczone i popada w ruinę.

Jakiś czas temu postanowiłem, że nie będę się ograniczał do historii samych miejsc, ale też poszperam w okolicznych wydarzeniach. Często, by zrozumieć pewne zależności, trzeba się zagłębić bardziej i znaleźć wspólny mianownik, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Jest to pierwsze dokładnie prześwietlone miejsce jakim się zająłem i mogę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę. Z czystych dat i przeznaczeń zakładu wywiązała się pewna historia, która wam dziś przybliżę.


Niegdyś wieś Stare Sioło, później miasteczko Starosielce, a obecnie dzielnica Białegostoku. Na celownik wziąłem opuszczone zakłady Mostostal Białystok. Wchodząc ciężko było pozbyć się wrażenia przygnębienia, a jednocześnie fascynacji tym miejscem. Praktycznie czysty industrialny klimat, zapachy smarów i walające się wszędzie pozostałości po ostatnim przeznaczeniu. Kaski, stoły, krzesła, butelki po oranżadzie oraz konserwy, które są nieodłączną częścią każdego opuszczonego zakładu.


Historia tego miejsca rozpoczyna się jeszcze w czasach carskich, gdyż w tym miejscu stworzono stację wyładowczo-magazynową, która pozwalała zaopatrywać we wtórną wełnę (pochodzącą ze starych mundurów) lokalne zakłady włókiennicze. Gdy infrastruktura kolejowa obecnej linii się rozwijała, w Łapach powstały Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego (również opuszczone i już wkrótce zajmujemy się tym tematem), a w Starosielcach w roku 1872 powstały Zakłady Remontowe Zaplecza Kolei Żelaznych, które zostały zniszczone w 1915 roku, gdy przez Starosielce przetoczył się front I wojny światowej. Tereny te pozostały w rękach niemieckich, lecz nie odbudowano ich wtedy, a jedynie zaimprowizowano magazyny amunicji.


W 1919 roku zakład zostaje odbudowany i przekwalifikowany na Zakład Serwisowania Rozjazdów Kolejowych. Niestety kolejny front wojny polsko-bolszewickiej nie obszedł się z zakładem delikatnie.


Kolejna wojna dobiega końca i kolejny raz zakłady stają na nogi. Zostają przekwalifikowane na Drogowe Warsztaty Mostowe i teraz rozpoczyna się pełen rozkwit tego miejsca. Zakład zatrudnia około 500 pracowników i zaczyna się tworzyć kultura kolejowa. Kolejarze są traktowani jak arystokracja i bardzo dbają o swój honor. Tworzą ochotniczą straż pożarną oraz nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami tzw. „Wojsko Kolejowe”. Razem z nimi ćwiczyły organizacje „Strzelca”, ZHP oraz Koło Rezerwistów. Można zatem powiedzieć, że miasteczko było silnie zmilitaryzowane i prawie każdy mężczyzna był w jakimś stopniu przeszkolony do walki i gotów pod broń.


Sielanka i rozwój miasteczka kończy się wraz z rokiem 1939. Polskie wojska rozpoczynają przegrupowanie, a nad Starosielcami zauważono samolot z francuskimi oznaczeniami. Okazało się to blefem, gdyż samolot zniżył lot i ostrzelał grupę artylerii konnej. Na pomoc rannym żołnierzom ruszają pielęgniarki i harcerze.


Do miasta wkracza Armia Czerwona, która stara się rozwinąć zakłady dodając składy paliw płynnych. Rozpoczyna się terror i część personelu zostaje wywieziona w głąb Rosji. W swych wspomnieniach Mirosław Kowalczuk, który miał wtedy ledwie kilka lat, opisuje wojsko, jakie weszło do miasta.

„Pamiętam żołnierzy z workami na plecach uwiązanymi na sznurkach jak plecaki, karabiny na sznurkach, długie szynele, na głowach czapki ze spiczastymi czubami – „budionówki”.


Jak widać, wyposażenie było bardzo ubogie i wręcz można pokusić się o określenie „prowizoryczne”. Zmotoryzowanie w armii też nie stało na najwyższym poziomie, gdyż w dalszej części wspomnień znajduję taki fragment.

„Podstawowym środkiem transportu wojska i zaopatrzenia były samochody ZIS-5 i na holc gaz. Na te pierwsze ułożono zaraz powiedzenie: „ZIS a piać z góry jechać, pod górę pchać”. Te drugie były bardzo praktyczne, bo kierowca z pomocnikiem zatrzymywali się koło lasu, ścinali drzewo, piłowali na pieńki, rąbali na szczapy i można było jechać dalej. Za kabiną kierowcy był piec, do którego wrzucano drzewo, a wytwarzający się gaz napędzał samochód. Prędkość była „kosmiczna” – 30 km/h”.


Nie pierwszy raz spotkałem się z tą informacją, ale także natrafiłem na nią i w tych wspomnieniach. Żony radzieckich oficerów pokazywały się w „pięknych sukniach polskiej arystokracji”, które tak naprawdę były koszulami nocnymi z koronką.


W mieście zapanował głód, który nie tylko dotknął mieszkańców, ale także radzieckich żołnierzy i oficerów. Pan Mirosław we wspomnieniach opisuje, że matka, by zdobyć jakiekolwiek jedzenie, chodziła pieszo po 20 km w każdą stronę do wsi, by móc kupić słoninę i jajka.


Następuje zwrot w historii miasta, rozpoczyna się operacja Barbarossa i wojska radzieckie zostają zaatakowane przez wojska niemieckie. Nad zakładami widać dobitnie przysłowiowe „wbicie sztyletu w plecy” przez Niemców. Na niebie pojawiają się trzy samoloty, które miały prowadzić wspólne szkolenie. Jeden radziecki z przyczepionym do zrzucenia workiem treningowym, a za nim samolot radziecki i niemiecki. Pierwszy zrzuca worek i samolot radziecki przystępuje do ostrzeliwania zrzucanego celu. Niemiecki zaś zaczyna ostrzeliwać pozostałe dwa samoloty radzieckie.


Rosjanie natychmiast opuszczają miasto, a na ich miejsce pojawiają się Niemcy. Dopiero teraz zaczyna się prawdziwy terror i głód. Wszyscy kolejarze zostają zebrani i pociągnięci do przymusowej i prawie niewolniczej pracy na terenie zakładów.


Szkolenia sprzed wojny jednak zaczynają się przydawać i kolejarze rozpoczynają sabotowanie taborów kolejowych na terenie zakładu. Spawacze osłabiają celowo konstrukcję szyn, mechanicy sypią do mechanizmów smarowania piasek, tak by składy nie uległy awarii natychmiast, lecz nie były w stanie też jeździć długo. Dyżurni ruchu kierowali pociągi w taki sposób, tak by wynikało z tego, że to Niemcy ponoszą odpowiedzialność za wypadki na trakcji. Zatrzymywano też pociągi pasażerskie tuż przed peronami, by niemieckim pasażerom dać mały pstryczek w nos. Było to zaprzeczenie maksymy niemieckich kolei z tamtego okresu, że koła niemieckich pociągów „będą się kręciły aż do zwycięstwa”.


Sytuacja na froncie zmienia się po raz kolejny i wojska radzieckie przechodzą do ofensywy. Zakłady w Starosielcach są zaciekle bombardowane i choć już zostały same gruzy, naloty wciąż następowały.


W miasteczku rozgorzała walka i do obrony zostały oddelegowane czołgi niemieckie, które skutecznie powstrzymały ofensywę wojsk radzieckich. Ze wspomnień pana Mirosława wynika, że do ataku na miasto został oddelegowany oddział „mścicieli-straceńców”, czyli chłopców poniżej 16 roku życia, którym rodziców zabiły wojska niemieckie podczas ofensywy na Związek Radziecki.


Po wojnie Starosielce zostają odbudowane, a z nimi zakłady. Zostają przemianowane na Kolejowe Zakłady Konstrukcji Stalowych i pod tą nazwą działają w czasach komunistycznych. Tutaj historia się urywa i zapewne uznano, że nic ciekawego co można by było opisać się nie działo. Wszelkie relacje kończą się wraz z wchłonięciem miasteczka przez rozwijający się Białystok 1 kwietnia 1954 roku.



Po upadku komunizmu w Polsce jest już tylko jeden okres zakładów. Powstał w tym miejscu Mostostal Białystok, który ogłosił upadłość w 2012 roku. Od tego czasu zakłady stoją puste i są rozkradane przez złomiarzy.



Przechadzasz się po ogromnej pustej hali, wchodzisz do biur, w których wciąż leżą notatki upadłej ostatnio firmy. W szatniach w szafkach wciąż wiszą kurtki i ubrania robocze. Dookoła walają się buty i sprzęt ochronny. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że ktoś w pewnym momencie powiedział „a chrzanić to” i po prostu wyszedł i nie wrócił do zakładu.

Po więcej zdjęć i opowieści z wypraw zapraszam klasycznie na profil facebookowy.

Gdyby ktoś był zainteresowany wspomnieniami pana Mirosława, to link macie tutaj.


216
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu O skuteczności pewnych służb...
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Wielka Warszawska Bitwa Poduszkowa - relacja
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Niezwykle żywy świat stworzony przez fotografa daltonistę
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Szokujące dla nas, ale normalne dla tubylców zajęcia szkolne dla dzieci na Alasce
Przejdź do artykułu Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać?
Przejdź do artykułu 8 zwierząt, których już nigdy nie zobaczymy
Przejdź do artykułu 30 (nielegalnych) zdjęć Korei Północnej, których Kim Dzong Un nie chce pokazać światu

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą