Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sześciu największych "pranksterów" w historii

56 615  
81   27  
Tendencja do robienia żartów najbliższym znajomym to, jak się okazuje, cecha nie tylko nudzących się "zwykłych" obywateli, ale również całkiem poważnych i szanowanych postaci historycznych. Przed wami Benjamin Franklin, Edison i kilku znanych żartownisi o niespotykanej dziś pomysłowości i poczuciu humoru, którego pozazdrościć by im mógł niejeden współczesny śmieszek.

Ben Franklin - gość, który uśmiercił swojego przyjaciela. Kilkukrotnie.

Jeden z ojców-założycieli Stanów Zjednoczonych, szanowany polityk i wolnomularz miał tendencję do dość ekscentrycznych żarcików. Franklin nieprzerwanie od roku 1732, aż do 1758 raz w roku wydawał czasopismo, które całkiem nieźle sprzedawało się na terenach amerykańskich kolonii.

W pisemku nazwanym "Poor Richard’s Almanac"można było znaleźć prognozę pogody, porady domowe, jakieś krzyżówki i rebusy, a także... przewidywaną datę śmierci Titana Leedsa - dobrego przyjaciela autora tego wydawnictwa.


Nie wiadomo czemu Franklin postanowił uśmiercić swojego kumpla, ale według niego nieszczęśnik miał wyciągnąć kopyta w dniu 17 października 1733 roku. Mimo że śmierć nie zapukała do drzwi niedoszłego nieboszczyka, w następnym wydaniu rocznika Franklin napisał, że Leeds, tak jak przewidywano zmarł. Problem w tym, że jakieś sukinsyny zakosiły mu tożsamość i teraz bezczelnie podszywają się pod świętej pamięci Titana.

W 1738 roku, kiedy przyjaciel Bena naprawdę opuścił ziemski padół, ten w następnym wydaniu pisma serdecznie podziękował oszustom podającym się pod Leedsa, za to, że wreszcie zakończyli swoją karygodną maskaradę.

Marcel Duchamp i numer z fontanną

Zamieszkały w USA, francuski artysta widząc kierunek w jakim podąża sztuka nowoczesna, w 1917 roku postanowił zrobić dowcip wszystkim znawcom kultury najwyższej. Poszedł do sklepu z armaturą łazienkową i kupił zwykły pisuar. Następnie obrócił go o 90 stopni i wystawił w galerii jako dzieło o nazwie "Fontanna". Umieszczenie urynału w takim miejscu stało się możliwe dzięki temu, że Duchamp należał do Stowarzyszenia Niezależnych Artystów.


Każdy z członków, który wpłacił dolara wpisowego oraz 5 dolców rocznych składek mógł zaprezentować w nowojorskiej galerii co tylko mu się podobało.

Coś, co miało być głupim żartem odebrane zostało całkiem poważnie. Zachwytom krytyków wtórowali wniebowzięci znawcy sztuki, którzy z miejsca uznali eksponat, do którego zwykło się oddawać mocz, za świeży manifest nowego pokolenia artystów. Z czasem Duchamp urósł do rangi "ikony sztuki XX wieku".

Leonardo da Vinci - jak oswoić smoka?

Niezłym żartownisiem był też sam Leonardo da Vinci. Kiedyś, aby wkręcić swoich kolegów, wyrzeźbił z drewna dwa małe skrzydełka, które następnie ostrożnie przykleił do ciała niewielkiej jaszczurki. Kiedy stworzonko poruszało się, w ruch również wprawiały się jego sztuczne skrzydła. Następnie mały gad otrzymał od swego opiekuna efektowną brodę oraz szpiczaste poroże.

Podczas spotkania ze znajomymi Leo wyciągał zwierza z kieszeni tłumacząc wstrząśniętym ofiarom swojego dowcipu, że osobiście smoczątko wytresował...


Joseph Haydn - wielki kompozytor, który wkurzył mieszkańców Wiednia

Haydn to kompozytor, który razem z Beethovenem i Mozartem tworzy tzw. trójkę klasyków wiedeńskich. To człowiek, który zdefiniował sztandarowe muzyczne formy tamtej epoki. Okazuje się, że oprócz tworzenia ponadczasowych utworów ten austriacki geniusz miał tez zadatki na niezłego trolla.


Pewnego razu Haydn wynajął pokaźną grupę doskonałych muzyków i kazał im maszerować po wiedeńskich ulicach grając "co się komu podoba". I tak też każdy z wieloosobowego zespołu artystów wykonywał inny utwór, co w połączeniu ze sobą tworzyło niewyobrażalną wręcz kakofonię.

Mieszkańcy miasta, nie mogąc znieść hałasu, wywrzaskiwali przez okna obelżywości i domagali się szybkiego zakończenia tego tragicznego koncertu. Zanim zjawiła się policja, większość muzyków zdołała dać dyla. Do aresztu trafił tylko bębniarz i skrzypek.

Thomas Edison i telefon do zaświatów

Człowiek, który m.in. opatentował żarówkę, ale także i jest autorem niezliczonej ilości innych, całkiem poważnych wynalazków, skonstruował też urządzenie do... komunikacji z duchami, którego opis zamieszczono w piśmie American Magazine. Wiele współczesnych Thomasowi osób uwierzyło, że spirytystyczny telefon faktycznie działa i w ciągu kilku dni magazyn zalany został setkami listów od zaintrygowanych gadżetem czytelników.


Do dziś nie do końca wiadomo, czy autor tego niecodziennego telefonu faktycznie chciał sobie zażartować, czy też całkiem poważnie sądził, że za pomocą swego wynalazku zdoła pogadać z własną świętej pamięci prababcią.

Faktem jest jednak, że Edison miał tendencje do robienia dowcipów. Szczególnie często ofiarami takich numerów byli pracownicy jego firmy. Jednym z ulubionych "pranków" Thomasa było na przykład podłączanie do prądu kubła z wodą przeznaczoną do picia. Niejeden zatrudniony przez Edisona, nieszczęśnik został poważnie pokopany...

Alfred Hitchcock

Twórca "Psychozy" również słynął z tego, że lubił czasem zrobić komuś głupi żart. Hitchcock był szalenie inteligentnym, ale i wyjątkowo złośliwym człowiekiem, co miało rezultat w postaci dowcipów niekiedy znacznie przekraczających granice przyzwoitości i dobrego smaku.

Ofiarami Alfreda często padali aktorzy grający w jego filmach. Kiedy na przykład Peter Lore zrzędził, że na planie produkcji podarł sobie swój ulubiony komplet ubrań, Hitchcock powiedział mu, że ten zachowuje się jak rozkapryszony bachor i wręczył aktorowi dokładną replikę zniszczonego ubrania, ale w wersji dziecięcej.


Kolejnemu z aktorów współpracujących z Alfredem przyniesiono do garderoby urżniętą głowę konia, tylko po to, aby reżyser mógł zobaczyć, jaka będzie reakcja artysty.

Innym razem operator kamery z zachwytem opowiadał o swoim nowym zakupie - kuchence elektrycznej. Kiedy przyszedł do domu, zastał przy drzwiach dwie tony węgla z karteczką "Zapłacone przez pana Hitchcocka".

Pewien filmowiec założył się z reżyserem, że odważy się spędzić noc w opuszczonej hali zdjęciowej, przykuty kajdankami do ciężkiego statywu kamery. Stawką było jego tygodniowe wynagrodzenie. Hitchcock osobiście skrępował mu ręce i łaskawie poczęstował go szklanką wybornej brandy "na sen". Biedak nie wiedział, że Alfred wymieszał alkohol z najsilniejszym, dostępnym na rynku, środkiem na przeczyszczenie. Następnego ranka ekipa znalazła odwodnionego, wycieńczonego i nieludzko wręcz upokorzonego mężczyznę taplającego się we własnych odchodach.


Największą ofiarą dowcipów reżysera była Tippi Hedren. Ta młoda modelka, która zagrała główna role w "Ptakach", zamykana była w pomieszczeniu pełnym wron i kruków. Czasem też Hitchcock kazał przywiązywać do jej ciała sznurki, na których końcu znajdowały się żywe ptaszyska. Twórca uznał, że dziewczyna nie może korzystać z dublerek i musi przyzwyczaić się do obecności zwierząt. Reżyser miał też w zwyczaju śledzić ją i zabraniać spotykania się z mężczyznami.

Po skończeniu zdjęć Hedren musiała mieć szczerze dość współpracy z tym sadystycznym filmowcem. Wisienką na torcie był jednak dzień, w którym córka Tippi - sześcioletnia Mellanie Griffith dostała prezent od Hitchcocka. Okazała się nim mała trumienka z leżącą wewnątrz woskową podobizną jej matki ubranej w strój, który ta nosiła na planie "Ptaków".



Źródła: 1, 2, 3, 4.
5

Oglądany: 56615x | Komentarzy: 27 | Okejek: 81 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało