Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Stork: Zemsta jest słodka

53 195  
235   48  
Nie bój się! Klkaj!Ktoś zrobił Ci głupi dowcip? Albo po prostu Ci podpadł? Jak się na nim zemścić? Pomogą Ci w tym wspomnienia Storka, które mogą służyć jako podręcznik mściciela... ;)

Zaczęło się od tego, że wypiąłem się na kumpla i nie pojechałem z nim na imprezkę do wspólnych znajomych. Impreza była w czwartek, a w piątek miałem jakąś kartkówkę w szkole czy coś.
Rano wstaję i chcę wychodzić z mieszkania, otwieram drzwi...... a tu przystanek autobusowy przed drzwiami:
Znak przystanku na tym długim kiju (ustawiony na skos), ławeczka, i Duuży rozkład jazdy, a i mapa Warszawy na ścianie. Nic tylko usiąść i czekać na autobus.
Myślę sobie, kurde niezła impreza mnie ominęła, ale cóż, będzie trza się zrewanżować...
Jako, że zbyt dużo czasu nie miałem na obmyślenie porządnej zemsty jedynie odniosłem "Przystanek" na miejsce parkingowe samochodu kumpla i poszedłem do szkoły.

W szkole obmyśliłem plan zemsty...

Kumpel wtedy nie miał swojego telefonu i często użyczałem mu swojego w celach kontaktowych z pewną fajną blondyneczką.
Zaaranżowałem więc małe spotkanko... W międzyczasie gdy był z Nią w pobliskim z Pubie zająłem się wyklejaniem BARDZO rozebranymi Paniami jego klatki schodowej tworząc swojego rodzaju galerię (kumpel mieszka dosyć wysoko), liczyłem na to, że jak zwykle wpadną do mieszkania kumpla... Efekt był lepszy niż się spodziewałem...

A tak do siebie pasowali...

Przyjaciel mój nie pozostał mi dłużny:

Wtedy często chodziliśmy większą paczką na basen - podmienił mi (w kooperacji z moimi siostrami) kąpielówki na stringi.  Widok mojej miny i miny kumpli na widok stringów wyciąganych z plecaka w szatni wynagrodził mu wiele...

Zemsta jak mówią jest rozkoszą Bogów...

Do realizacji mego planu poczekałem, do najbliższej suto zakrapianej imprezy w akademiku, pilnowałem coby miał zawsze miał pełny kieliszek, samemu jakoś się migając od spełniania toastów... Efekt - kumpel zamienił się w człowieka drewienko i został zaniesiony do wolnego pokoju....Na twarzy wymalowałem mu wąsy Hiszpana (taaakie zakręcane), swastykę na czole, na klatce piersiowej (pod bluzą i stanikiem który mu nałożyłem) szminką napisałem "Tu byłam Kasia", z włosów zaś zrobiłem irokeza (woda+cukier), do tego pomalowałem najmocniejszym jaki udało mi się znaleźć lakierem jego paznokcie... Jednym słowem - obiekt z galerii Urwany Film.
Jedynego czego żałuję, że nie dane mi było mi obejrzeć jak obudziwszy się na wielkim kacu zszedł na parter akademika, wszedł do sklepiku i poprosił litrową wodę niegazowaną... babka z wrażenia wystękała tylko: "Tam stoi, Pan se sam weźmie "

Zmywając lakier w łazience poprzysiągł mi krwawą zemstę...

Do realizacji swej zemsty poczekał do wypadu na kilka dni za miasto z znajomymi pannami (na kwatery, które załatwił nasz dalszy znajomy). Jechaliśmy w składzie 3 dziewczyny i nas dwóch i tamtejszy kumpel. Kwaterowaliśmy w czymś na kształt pensjonatu, który miał "dziwne" prysznice (na końcu korytarza) - otóż kabina prysznicowa była taką małą klitką z drzwiami, metr na metr zabudowana całkowicie, z niedużym oknem. Ciuchy zaś trzeba było wieszać na zewnątrz. Jego plan był następujący rozkręcił kurek zimnej wody poczekał aż wejdę, zablokował drzwi i zakręcił ciepła wodę... gdy próbowałem zakręcić dopływ zimnej wody, kurek od niej został mi w ręce, ba zwiększył się nawet dopływ lodowato zimnej wody, stałem tak szczękając zębami z 5 minut, licząc na to, że jego serce przepełnione po brzegi zemstą w końcu zmięknie. Nie przeliczyłem się. Podszedł i powiedział bym błagał o łaskę... To sprawiło, że po chwili wychodziłem nagi przez okno (wysoki parter) ku wielkiej uciesze koleżanek, które akurat wychodziły na miasto.. Tutaj spotkałem się z większą litością i jedna pożyczyła mi swoją bluzę i tak okryty (tylko z przodu) dotarłem do pokoju gdzie mogłem się ubrać...

Na moją zemstę nie musiał długo czekać...

Po imprezie gdy robił tzw. "Kackupkę" zakradłem się z kolegą i odpaliłem mu petardy w toalecie. Do dziś mam zdjęcia które kumpel mu zrobił gdy wybiegł z ubikacji z komiksem w ręku i porciętami opuszczonymi do kostek...

Na dowcip kumpla musiałem trochę poczekać.... Ale się doczekałem...
 
Chodziłem (lepsze określenie spotykałem się) wtedy z pewną dziewczyną z Rzeszowa... - czyli widywaliśmy się max. 3 razy w miesiącu (zazwyczaj w wekendy). Zazwyczaj było tak, że ładowałem się w piątek do pociągu i byłem wieczorem u Niej, niedziela w nocy powrót - rano w poniedziałek do szkoły. No i jakoś tak wyszło, że termin wyjazdu zbiegł się z urodzinami kumpla - wymyśliłem rozwiązanie idealne - prosto z imprezy (ok. 3 w nocy) wpakuję się w pociąg i do Lubej - będę w sobotę rano i będzie ok.
Na imprezie ostro zabalowałem... Kumpel (jak myślałem) w dobroci serca stwierdził, że zapakuje mnie w pociąg...  pojechaliśmy taryfą, zostałem zapakowany do przedziału, kumpel kupił mi jeszcze jogurcik na drogę (prawdziwy przyjaciel), zasnąłem... Obudziłem się... w Gdańsku.
Luba nawet rozmawiać ze mną nie chciała.

Po akcji z Gdańskiem stwierdziłem, że nie mogę zrewanżować się jakimś prostym dowcipem, w końcu Luba ze mną zerwała. 

Kumpel miał samochód Skodę 105.  Nazywaliśmy ją Zieloną strzałą. To był czołg... Wertepy nie wertepy.... Ale do rzeczy... 
Więc w nocy podkradłem się z ówczesnym chłopakiem mojej siostry (do czegoś się przydał choć raz) i odkręciliśmy śruby mocujące koła....(wszystkie cztery)
Rano za dwadzieścia ósma stałem w oknie z lornetką i czekałem na przedstawienie... Nie zawiodłem się, kumpel zdołał przejechać 10 metrów po czym nagle tylne koła (napędowe) rozjechały się w swoją stronę i nastąpiło KAAAABUMMMM Skoda poszorowała tylnią częścią podwozia jeszcze jakieś pół metra...a potem drugie KAAAABUUUUUMM. Tak wystraszonej miny dawno u niego nie widziałem (ostatnio gdy wybiegał z kibelka...) Po chwili był u mnie i zamiast iść do budy zrobiliśmy 0.7 i poszliśmy podnosić samochód. 

W międzyczasie były różne mniej śmieszne dowcipy, (typu węże w piwnicy, porwanie żółwia, którym się miał opiekować pod nieobecność siostry, schlanie mojego psa, czy kubeł zimnej wody na głowę po przejściu przez drzwi)
Bardziej oryginalny był jak ocieplali przed zimą (w listopadzie bloki) wtedy to wdrapał się po rusztowaniu i sprayem napisał na bloku (od góry do dołu) - Bociek wuz here. Pani dozorczyni (którą dalej bardzo lubię, a ona nas mimo wszystkich wybitych okien, pomazanych klatek, ślizgawek robionych koło klatek itd) nie chciała uwierzyć, że to nie ja i miałem czyszczenie zapewnione przez 3 dni... 

Rozchorowałem się po tym i będąc przykutym do łóżka i nie mogąc czynnie się zrewanżować mojemu przyjacielowi wpadłem na taki pomysł:

Zacząłem wysyłać smsy z netu (a wtedy wszystkie bramki były darmowe) pod losowo wybrane nr o takiej treści :
"Proszę o bardzo pilny kontakt w sprawie rodzinnej. Pozdrawiam Krzyś. Mój nowy nr telefonu to 060******* " 
Kumpel do dziś nie lubi imienia Krzysiek.  No i zmienił nr telefonu...

Jednym z epizodów Zemsty była akcja w pewnej dziurze do której pojechaliśmy na dyskotekę...

Kumpel mianowicie miał plana (jak mawia Waldzio z kiepskich) - chciał zrobić "kompromitujące mi fotki w pewnym momencie" (coby odzyskać swoje z porciętami opuszczonymi poniżej godności osobistej) ...z jedną taką tzw. "Puszczalską"... niestety nic z tego nie wyszło bowiem... wkradł się czynnik nieprzewidujący.
Zaczęło się tak, że gdy byłem już jedną noga w przestrzeni Gutenberga kumpel mój zagaił do mnie w taki oto sposób:
K-Kumpel
J-Ja

K: - Widzisz tą laskę przy barze ??
J: - No widzę... nawet 4... 
K: - Skup się...o tą blondynkę chodzi...
J: - No dobra widzę...co z Nią ?
K: - Nie dasz rady jej poderwać !
J: - Hmnn wlany jestem to może i się nie uda, ale nie będziesz mi zarzucać, że nie próbowałem.

Podszedłem, tylko, że zamiast wybrać prawidłowy obiekt zacząłem podrywać laskę obok. Nawet mi dobrze szło (po alkoholu to ja chyba pięknieje, także efekt był taki że w krótkim czasie odwaliliśmy przytulańca i na chwilę wyszliśmy przed dyskotekę coby zażyć "świeżego powietrza", a może po prostu dużo z Nią gadać nie trzeba było... Ale nie ważne... Stanęliśmy sobie spokojnie, "promyki księżyca oświetlały nasze twarze", a tu nagle słyszę głos:
- CO TO K****A za przypierdalanie się do mojej baby??
Odwracam się i patrzę, a tam dwóch kolesi... więcej nie zdołałem zobaczyć bo coś uderzyło mnie w plecy... po chwili zobaczyłem że to asfalt...
Podnoszę się i staram się stanąć w miarę prosto i słyszę z oddali głos:
- Ty K****A Boćka biją! 
I jak z 10 chłopa do nas leci... tamci dwaj długa i uciekli... Kumplowi wyszło lepiej niż chciał...

Na jakiś czas ogłosiliśmy rozejm...


Chcecie jeszcze??? Bo Stork dopiero zaczął się rozkręcać... ;)

Oglądany: 53195x | Komentarzy: 48 | Okejek: 235 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało