Zadziało się. Rosyjska prywatna firma wojskowa znana jako Grupa Wagnera zmieniła front i zamiast atakować Kijów - jedzie na Moskwę. Jak do tego doszło? Nie wiem, choć się domyślam.
Czasem trzeba mieć w sobie trochę samokrytyki i będąc dumnym,
heteroseksualnym samcem, umieć otwarcie wytknąć własnemu
plemieniu toksyczne zachowania i idiotyczne nawyki, które wkurw#ają
absolutnie wszystkich. Najwyższy bowiem czas wysłać niektóre
nasze cechy na zasłużoną emeryturę. Najlepiej gdzieś daleko. Z
biletem w jedną stronę.
#1. Całowanie damskich rączek
Zgodnie z tradycją,
ufajdanie śliną kobiecej dłoni jest gestem dobrego wychowania, czy
wręcz dżentelmeńskiej sygnatury. Dawniej był to symbol
służalczego stosunku do pani, z którą się witaliśmy,
wyróżnienia jej osoby i danie do zrozumienia, że w społecznej
hierarchii stoi ona wyżej niż my. I chociaż te kilkaset lat temu,
takie cmokanie traktowano jako dowód rycerskości, to dziś takie zachowanie wywołuje głównie uczucia zażenowania zarówno u
oślinianej damy, jak i
postronnych widzów tego przykrego spektaklu.
Mimo że wierzymy, że niektórym paniom starej daty podoba się
takie zachowanie ze strony mężczyzn, to nie zapominajmy, że według
aktualnych danych ręce po wyjściu z kibla myje zaledwie 68%
Polaków, a zakażenie się bakteriami kałowymi to nie papieska
kremówka, która przynosi radość każdemu jej posiadaczowi…
#2. Bezmyślność
za kierownicą
Szczerze zacieszamy
się z kobiecej nieporadności za kółkiem, ich gapiostwu, braku
obserwowania tego, co się dzieje na drodze i fikołków wykonywanych
podczas parkowania, a jednocześnie jakoś tak niezbyt chętnie
mówimy o naszych szalonych akrobacjach na drodze. A trochę tego
jest. Najbardziej chyba ciulową cechą męskiego posiadacza
samochodu jest ta chora potrzeba zapierd@lania
.
I niby nie ma nic złego w tym, że ktoś tam sobie pociśnie na
autostradzie, spalając przy tym pół baku benzyny więcej niż
reszta.
Jego bak, jego sprawa. Problem polega na tym, że nie każdy
musi chcieć uczestniczyć w tym wyścigu. Taki ktoś z lewego pasa
na drodze szybkiego ruchu pragnie korzystać jedynie podczas
wyprzedzania kilku tirów. Trudno więc dziwić się, że prącie go strzela kiedy podczas
wykonywania tego manewru, na zderzaku zawiśnie mu strzała, która
to jadąc z prędkością ćwierci tysiąca kilometrów na godzinę zmuszona
została do nagłego ograniczenia swej zawrotnej prędkości do
„żółwiego tempa” 160 km/h.
W tym przypadku człeczyna za
kółkiem swej rakiety powinna zachować odstęp 80 metrów od auta
przed nim i grzecznie poczekać na to, aż kierowca zrobi swoje i
wróci na prawy pas. Zazwyczaj tak się jednak nie dzieje – furiat
przyklei się do nas jak rzep do psiej dupy i błyskać będzie
swoimi zimnymi światłami, z całą pewnością licząc, że
zjedziemy gdzieś na pobocze, aby jaśniepana Kubicę przepuścić.
#3. Zaczeski
Powiedzmy to sobie
głośno i wyraźnie – prawdziwi posiadacze cojones łysieją. Za
wypadanie włosów u panów zazwyczaj jest bowiem odpowiedzialny hormon DHT, będący pochodną testosteronu. Ubytki u dużej części mężczyzn pojawiają się
zazwyczaj już w okolicach 30 roku życia i z jakiegoś powodu fakt
ten jest dla wielu powodem wielkich kompleksów. Do tego stopnia, że
są oni gotowi na chirurgiczne przeszczepienie sobie owłosienia z
tyłu głowy, gdzie jest go zazwyczaj więcej, na łysawy przód.
Natomiast ci, którzy nie posiadają wolnych kilkudziesięciu tysięcy
na taki zabieg, inwestują w peruczki, specjalne zagęszczacze w
proszku (który to efektownie spływa na deszczu) lub po prostu
stosują tzw. zaczeskę.
W praktyce trik ten polega na zapuszczeniu
włosów w miejscu, gdzie te jeszcze jakoś tam rosną, a następnie
zamaskowanie takim puklem łysego miejsca i
utrwalenie tej misternej „konstrukcji” lakierem czy innym spoiwem. Mężczyzna taki jest
święcie przekonany, że reszta świata nie zauważy jego podstępu, nawet gdy łysina będzie wielka, a liczbę włosów ją
zasłaniających da się policzyć na palcach jednej ręki.
Te wszystkie
skomplikowane zabiegi to nic innego, jak rozpaczliwe robienie z
siebie żenującego pajaca. Dla łysiejącego faceta istnieje tylko
jeden sprawdzony grzebień. Nazywa się on maszynką do golenia.
#4. Szczanie na
deskę
Nie, nie twierdzę,
że kobiece toalety są wzorem czystości i przyjemnych woni. Niezbyt
często tam bywam, więc pragnę uniknąć porównań, ale wiem jedno
– ufajdanych uryną desek klozetowych raczej tam nie uświadczę.
Tymczasem męskie klopy wyglądają czasem tak, jakby ich użytkownicy
zaczęli szczać jeszcze zanim zamknęły się drzwi od kabiny i
tylko jakiś mały ułamek moczu trafił tam, gdzie trafić był
powinien. Wiąże się to oczywiście z tym, że nawet najbardziej
napruty browarem facet, którego celność została mocno osłabiona
procentami, prędzej utopi się w kałuży własnych, finalnych
produktów przemiany materii,
niż po prostu usiądzie na kiblu.
#5. Wysyłanie
laskom zdjęć swojego Wacława
„Cześć mała,
jak masz na imię? Trzymaj, oto zdjęcie mojego kutasa, tak na
zachętę.”
- teraz wysyłanie takich fotek jest dziecinnie proste.
A wyobraźcie sobie, jak to wyglądało w czasach młodości naszych
dziadków. Trzeba było iść do fotografa, stać nieruchomo z wyeksponowanym członkiem przed obiektywem, a następnie lecieć na pocztę, odpokutować swoje w
kolejce, a potem czekać miesiąc na reakcję adresatki. A przed
wynalezieniem fotografii? O, panie. Malarze brali krocie za takie
zlecenie, więc korzystało się z pomocy bardów, którzy przy
akompaniamencie liry korbowej,
odśpiewywali bladolicej niewieście poetycki opis naszego fiuta…
Najbardziej
niesamowite jest to, że według psychologicznych badań, mężczyźni
rozsyłający niechciane zdjęcia swych narządów płciowych liczą
na to, że w odpowiedzi również dostaną fotki o charakterze
erotycznym. Jedynie 18% zj#bów to robiących jest autentycznymi
dewiantami czerpiącymi seksualną satysfakcję z takiego
internetowego ekshibicjonizmu!
#6. Udawanie
twardych, aby dopasować się do społecznych norm
Z jednej strony
nadal uczy się chłopców bycia pozbawionymi emocji maszynami, które
nie skarżą się na ból i (o zgrozo!) nie „płaczą, jak baba”.
Z drugiej zaś strony środowiska feministyczne lansują skrzywiony
obraz faceta, jako opresyjnego szubrawcy i bezdusznego sługi
mitycznego patriarchatu, rzadko proponując coś poza skrajną
alternatywną w postaci „czułej męskości”. Trzeba jednak
zgodzić się z tym, że udawanie twardziela, tylko po to, aby
dopasować się do narzuconych nam norm społecznych ma
koszmarnie
wręcz złe skutki dla naszego zdrowia psychicznego.
Nie każdy
mężczyzna musi żuć pszczoły, polować na mamuty i podcierać się
rozgrzanym papierem ściernym.
#7. Olewanie higieny
Paszczo, nikt nie
każe Ci myć się łzami jednorożca, spryskiwać się drogimi
perfumami i nosić antyzmarszczkową maseczkę, ale na Swaroga,
ograniczanie kąpieli do dwóch razy na kwartał, unikanie dentysty,
jak nabożeństw kościelnych i zapuszczanie kałduna rzucającego
permanentny cień na twojego szanownego pindola jest bolesnym
policzkiem dla całego męskiego plemienia.
Z jakiejś dziwnej
przyczyny społecznie akceptowalne jest to, że facet nie powinien
przykładać zbyt dużej wagi do swego wyglądu, albowiem przesadne
dbanie o siebie jest domeną panów z tęczowej krainy. A to
przecież właśnie wygląd jest naszą wizytówką i chociaż
książki po okładce nie powinno się oceniać, to i tak to robimy,
zgodnie ze zwykłym, atawistycznym odruchem. Wyglądaj więc sobie
jak chcesz, noś sukienkę, farbuj brodę na fioletowo, noś na
ramieniu papużkę falistą i udawaj pirata, ale nie zaniedbuj swojej
higieny.
Dla dobra swojego i ludzi o wrażliwym powonieniu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą