Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Historie ze skoczni część V: Sensacja z Oberstdorfu. Historia Roka Benkovicia

8 127  
45   8  
Sensacyjny mistrz świata, pogromca faworytów, skoczek jednej imprezy – takie nagłówki sportowych gazet można było przeczytać w 2005 roku po zakończeniu konkursu na skoczni normalnej mistrzostw świata w Oberstdorfie. Niespodziewanie złoty medal zdobył 19-letni Słoweniec Rok Benković. Jego przygoda ze skokami na najwyższym poziomie nie trwała jednak długo. Dwa lata później postanowił zakończyć karierę. Dziś „Benko” zajmuje się kryptowalutami.
l_2043436a308da15BENKOVIC_DO_NAGLOWKU.jpg

Janne Ahonen, na następnych zawodach cię pokonam!

Naszą historię zaczniemy od początku sezonu 2004/2005. Jak być może pamiętacie, był to czas absolutnej dominacji Janne Ahonena na skoczniach całego świata. Fin wygrał pierwsze cztery konkursy sezonu i dopiero 11 grudnia 2004 roku pokonał go w Harrachovie Adam Małysz. To jednak tylko jeszcze bardziej zmotywowało popularnego „Maskę”, który zaliczył znakomitą serię sześciu wygranych z rzędu konkursów Pucharu Świata. Zaczął ją w drugim konkursie w Harrachovie 12 grudnia 2004, a zakończył dopiero 3 stycznia 2005 podczas trzeciego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku. Ahonen triumfował zresztą w tym turnieju, wygrywając trzy konkursy i dając się pokonać Martinowi Hollwarthowi dopiero w Bischofschofen. Warto odnotować, że niezłe czwarte miejsce w Turnieju zajął wtedy Adam Małysz. Za plecami Ahonena na podium znaleźli się wspomniany Martin Hollwarth i Thomas Morgenstern.

l_204343544d128a3ahonen_tcs_2005.jpg
Janne Ahonen prezentuje charakterystyczny fiński uśmiech

Gdzie w tym wszystkim Rok Benković? – możecie zapytać. Słoweniec był wtedy daleko poza czołówką opisanych wcześniej wydarzeń sezonu. Po całkiem obiecującej kampanii 2003/2004, w której 19-latek zajął 19. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, wszystko wskazywało na to, że jego rozwój przebiega prawidłowo. Eksperci przewidywali, że już wkrótce trener kadry Słowenii Matjaz Zupan będzie miał z młodego zawodnika sporo radości. Tymczasem Benković zaczął sezon dość przeciętnie. W Kuusamno zajął kolejno 16. i 22. miejsce, a w Trondheim kończył na 24. i 22. miejscu. Jeszcze gorzej było w Harrachovie, gdzie nie pojawił się w II serii konkursów, a do Engelbergu w ogóle nie pojechał. Turniej Czterech Skoczni też nie wypadł najlepiej w wykonaniu 19-latka, który w Oberstdorfie zajął zaledwie 50. lokatę, a w Ga-Pa odpadł na etapie kwalifikacji. Nieco lepiej Benković skakał w
austriackiej części Turnieju, gdzie w Innsbrucku i Bischofschofen uplasował się
kolejno na 21. i 18. miejscu.

l_20434421c1d55b1TCS.jpg

Im bliżej najważniejszej imprezy sezonu, tym bardziej chimeryczna stawała się dyspozycja Roka Benkovicia. W Titisee-Neustadt w pierwszym konkursie zajął słabe 47. miejsce, ale już w drugim konkursie zaskoczył i skończył na 12. lokacie. Wydawało się, że jego forma rośnie, bo w Zakopanem uplasował się na 23. miejscu. Tylko po to, by drugiego dnia odpaść już w I serii. W ramach dygresji warto dodać, że był to znakomity weekend dla Adama Małysza, który w pierwszym konkursie wygrał ex aequo z Roarem Ljøkelsøyem, a w drugim triumfował już samodzielnie. Swoją drogą, pamiętacie tę charakterystyczną rękawicę trenera Norwegów Miki Kojonkoskiego z napisem „I LOVE ZAKOPANE”?

l_2043438a6686a22rekawica_i_love_zako.jpg

Wróćmy jednak do bohatera tego artykułu. Po dość kiepskim wejściu w 2005 rok i zakopiańskich konkursach Rok Benković nie pojechał do Japonii na słabo obsadzone konkursy w Sapporo. Ten odpoczynek wyraźnie pomógł 19-latkowi, który w próbie przedolimpijskiej w Pragelato zajął bardzo dobre 8. miejsce, tuż za plecami siódmego Kamila Stocha, wschodzącej gwiazdy polskich skoków, i tuż przed dziewiątym Adamem Małyszem, który w sezonie 2004/2005 nie był wprawdzie w najlepszej formie, ale regularnie kręcił się w światowej czołówce. Benković zajął też wraz z kolegami z kadry Słowenii dobre drugie miejsce w konkursie drużynowym.

l_2043441c21e8ea6SKOCZ_PRAGELATO.jpg
Kompleks skoczni olimpijskich w Pragelato Trampolino a Monte

„Na tej skoczni rządzą wiaterki”

Wielkim faworytem do złotych medali podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie był oczywiście Janne Ahonen, który pewnie prowadził w klasyfikacji Pucharu Świata, wygrywając aż 12 konkursów. Jak się później okazało, na tym licznik się zatrzymał, ale to był i tak znakomity wynik i rekord wygranych w jednym sezonie konkursów, niepobity aż do czasów Gregora Schlierenzauera. Nic zatem dziwnego, że jeszcze przed rozpoczęciem czempionatu Janne Ahonenowi zawieszano medale na szyje. Wśród innych kandydatów do zdobycia najważniejszego trofeum w sezonie wymieniano Thomasa Morgensterna, Martina Hollwartha, Roara Ljøkelsøya czy Adama Małysza.

l_2043440fa6bf0a8skocznie_oberstdorf.jpg
Kompleks skoczni w Oberstdorfie. Arena zmagań MŚ w 2005 roku

Tymczasem konkurs na skoczni normalnej zakończył się prawdziwą sensacją. Ze względu na kiepskie warunki wietrzne pod koniec I serii rywalizacji, zdecydowana większość faworytów zawaliła swoje pierwsze skoki i o medalach mogła zapomnieć. W grze o krążki pozostał tylko dominator sezonu Janne Ahonen, który po skoku na 97 m ex aequo ze swoim rodakiem Risto Jussilainenem zajmował 4. miejsce. Do podium tracił 2,5 punktu, ale do lidera już
9, co było sporą stratą jak na skocznię normalną. Dopiero w drugiej dziesiątce
przed serią finałową znaleźli się tacy zawodnicy, jak Hollwarth, Morgenstern czy
Małysz. Co ciekawe, całkiem niezłym skokiem popisał się 15. na półmetku Marcin Bachleda. Pozostała dwójka Biało-Czerwonych: Robert Mateja i Mateusz Rutkowski nie znalazła się w czołowej trzydziestce.

204343958f77f44robert_mateja_2005.png
Robert Mateja. Obrazek w równie kiepskiej jakości jak jego skoki w 2005 roku

Niespodziewanym liderem po I serii konkursu był Rok Benković. Słoweniec oddał najdalszy skok na 101 m i prowadził z pięciopunktową przewagą nad Bjoernem Einarem Romoerenem. Trzeci był Jernej Danian. Fani przecierali oczy ze zdumienia, a trenerzy powstrzymywali się od zbyt nerwowych reakcji przed kamerami. Karty rozdawał wiatr. Kto trafił na dobre warunki, ten miał szczęście. Kto nie – tracił szansę na satysfakcjonującą lokatę. Ten konkurs powinien rozpocząć się później. Późnym popołudniem w Oberstdorfie z reguły nie wieje, a tutaj w pierwszej serii wszystkim rządził wiatr. Najlepsi mieli pecha, skakali w fatalnych warunkach i odbiło się to na wynikach – mówił trener Austriaków Alexander Pointner. W kiepskim nastroju był też Adam Małysz. Trzykrotny wówczas zdobywca Kryształowej Kuli nie krył zdenerwowania: Jestem bardzo rozczarowany. Na treningach szło mi lepiej. Potwierdziło się to, co mówiłem wcześniej, czyli że na tej skoczni rządzą wiaterki.

Druga seria przyniosła pewne przetasowanie wyników. Prowadzący Rok Benković skoczył całkiem nieźle. 91 metrów wystarczyło do utrzymania prowadzenia i zdobycia niespodziewanie tytułu mistrza świata. Drugie miejsce zajął solidny tego dnia Jakub Janda, a trzecie Janne Ahonen, murowany faworyt do złota. Czwarty był Bjoern Einar Romoerenm, piąty Georg Spaeth, a szósty – ex aequo z Jernejem Damianem i Wolfgangiem Loitzlem – Adam Małysz. Marcin Bachleda kompletnie zepsuł swój drugi skok i skończył rywalizację na 30. miejscu.

l_2043444ac9313e9benkovic_zloty.jpg

Dopiero 12. lokata Martina Hoellwartha, 18. miejsce Thomasa Morgensterna, 17. Mattiego Hautamaekiego czy nawet 12. miejsce, tak świetnie prezentującego się na treningach Martina Schmitta, nasuwa pewne wątpliwości co do tego, czy warto podporządkowywać cały sezon optymalnemu przygotowaniu zawodnika do jednej imprezy, w której o lokatach może zadecydować podmuch wiatru i zwykłe szczęście... – podsumowywał filozoficznie konkurs na normalnej skoczni w Oberstdorfie portal skijumping.pl. Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że w obu drużynówkach triumfowała niesamowicie wtedy silna Austria (na skoczni normalnej przed Niemcami i Słowenią, na dużej – przed Finlandią i Norwegią). Natomiast konkurs indywidualny na dużej skoczni przebiegł bez zaskoczeń. Złoty medal zdobył Janne Ahonen przed Roarem Ljøkelsøyem i Jakubem Jandą. Najlepszy z Polaków Adam Małysz zajął 11. miejsce. Kamil Stoch, Marcin Bachleda i Robert Mateja nie weszli do 2. serii. Benković tym razem był piąty.

Dobre złego początki

Co dalej działo się z Rokiem Benkoviciem? Do końca sezonu Słoweniec skakał bardzo dobrze. W sześciu ostatnich konkursach tylko raz wypadł poza czołową dziesiątkę, ale przez kiepską pierwszą część sezonu 19-latek zajął w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zaledwie 34. miejsce. Świeżo upieczony mistrz świata stwierdził: Mam nadzieję, że przede mną jeszcze długa kariera. Co potem? Jestem od tego na razie tak daleki, że nawet o tym nie
myślałem
. Dziś te słowa mogą budzić uśmiech politowania, ale wtedy nikogo
nie dziwiły. Wielu fanów skoków przewidywało, że prawdziwy potencjał Benkovicia dopiero zostanie zrealizowany.

l_204343763299565BENKOVIC_PRASA.jpg

Niestety sezon 2005/2006 nie rozpoczął się tak, jak życzyłby sobie bohater tego artykułu. Rok Benković w inauguracyjnym konkursie w Kuusamo nie wszedł do najlepszej trzydziestki, a w drugim ta sztuka wprawdzie mu się udała, ale zajął dopiero 26. lokatę. Pozycje w drugiej i trzeciej dziesiątce Benković zajmował aż do udanego konkursu przedświątecznego w Engelbergu, gdzie skończył na ósmym miejscu. Przebłysk zdarzył mu się tez podczas austriackich konkursów Turnieju Czterech Skocznni. W Innsbrucku zajął 10., a w Bischofschofen 13. miejsce. Niestety był to ostatni udany konkurs Słoweńca w kampanii 2005/06. Dzięki niezłym występom w pierwszej części sezonu Benković zajął jednak niezłe 12. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Dawało to pewną nadzieję na przyszłość, choć widać było, że gwiazda Roka Benkovicia nieco przygasła. Udowodnił to sezon 2006/2007. W najlepszym konkursie sezonu w lubianym przez Słoweńca Engelbergu Benković zajął 18. miejsce, a przez całą kampanię uciułał tylko... 21 punktów. To dało mu zaledwie 51. pozycję w klasyfikacji generalnej PŚ.

„To już jest koniec, nie ma już nic…”

Sytuacja nie była może najlepsza, ale zaledwie 21-letni zawodnik mógł się jeszcze odbudować. Był jeszcze młody, miał przed sobą wielką karierę, a ciężka praca mogła sprawić, że wróciłby na szczyt. A przynajmniej tak się wydawało. 8 maja 2007 roku jak grom z jasnego nieba huknęła wiadomość o zakończeniu kariery przez Roka Benkovicia. Jak sam przyznawał, tłumacząc swoją niespodziewaną decyzję: Brakuje mi motywacji do skakania w kolejnym sezonie. Nie czuję już przyjemności z uprawiania sportu. Jak donosił serwis skijumping.pl,
„Benko” planował skoncentrować się na zdaniu matury. Minęło kilka lat, po których Benković stwierdził, że postąpił właściwie: Byłem zmęczony tymi samymi miejscami, hotelami. Czułem przesyt. Ponadto nie byłem gotowy, żeby poświęcić skokom aż tyle czasu. A jeśli nie działasz w ten sposób, nie masz czego szukać w tym sporcie. Nie miałem motywacji, więc postanowiłem się pożegnać.
Tak brzmi wersja oficjalna. Nieoficjalnie znana jest historia o matce zawodnika, która bardzo bała się o syna podczas jego występów na skoczniach i poniekąd „wymusiła” na nim obietnicę zakończenia kariery po zdobyciu złotego medalu w Oberstdorfie. To jednak tylko miejska legenda z kuluarów, która nigdy nie została oficjalnie potwierdzona – warto o tym pamiętać.

„Pod materacem trzymam bitcoina”

Po zakończeniu profesjonalnej kariery Benković, podobnie jak wielu innych byłych skoczków, szukał aktywności pozwalających ponownie poczuć zastrzyk adrenaliny. Zajmował się wspinaczą, grał w pokera, a później został ekspertem od kryptowalut. Tłumaczył, że zarówno poker, jak i kryptowaluty to gry losowe, które należy obrócić na swoją korzyść. Przegrywanie jest częścią gry, a jeśli nie jesteś silny psychicznie, załamujesz się. Już na skoczni umiałem zapanować nad emocjami, potem przeniosłem to do świata pokera, a później kryptowalut. Dlatego w ogóle mnie to nie rusza – mówił Benković słoweńskim mediom.

l_20434343645fd37benkovic_2023.jpg
Rok Benković w 2023 roku

Ironią losu jest opinia wielu ekspertów i kibiców na temat najważniejszego konkursu w karierze Roka Benkovicia, który także mogliby śmiało nazwać „grą losową”. Nie zmienia to jednak faktu, że Benković na stałe zapisał się w historii słoweńskich skoków narciarskich. Dość powiedzieć, że jego wyczyn – indywidualne złoto mistrzostw świata – udało się uzyskać kolejnemu Słoweńcowi dopiero 18 lat później. 3 marca mistrzem świata na skoczni dużej w Planicy został Timi Zajc.

Rok Benković wstrzelił się ze świetną formą, dobrymi warunkami wietrznymi i wielkim szczęściem w odpowiedni moment. Zawodnik, który nigdy nie wygrał konkursu Pucharu Świata (ba, nie stanął nawet na podium!) zdobył jedno z najważniejszych trofeów w tym sporcie. Czy dziś, w czasach punktów za wiatr i belkę, byłoby to możliwe? Możemy się tylko zastanawiać. Wspominając podobne historie, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że skoki narciarskie sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat miały w sobie znacznie więcej romantyzmu.

Dziękuję, że dotrwaliście do końca tego artykułu. Myślę, że Histore ze
skoczni powrócą w najbliższej przyszłości, wszak do rozpoczęcia kolejnego
sezonu nie pozostało wiele czasu. Jeśli chcielibyście poczytać o jakiejś
konkretnej postaci, wydarzeniu lub historii ze świata skoków, zapraszam do
komentowania.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13
5

Oglądany: 8127x | Komentarzy: 8 | Okejek: 45 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało