Album:
« | » |
GW2P
„Mroki Gotyku” II/XII
Podążając za wskazówkami które otrzymał od rybaka koczującego na swej łajbie w mieście portowym, kierował się na północ. Po drodze mijał ludność cywilną, czując ich spojrzenia, jednocześnie nie patrząc na nikogo.
„Niegodni…” myślał, niosąc u swego boku ostrze i krzyż na piersi. Słońce odbijało się jaskrawymi promieniami w odkrytych elementach lśniącej zbroi. Ci którzy przyglądali się mu dłużej, zaczynali mrużyć oczy od blasku, czyniąc wyraz swej twarzy jako pogardliwej.
„Niegodni mej uwagi. Nawet ta, po którą idę.” Przed zachodem słońca dotarł do karczmy przy której zostawił swego wierzchowca. Noc zapowiadała się chłodna, więc postanowił przeczekać w jednym z pokoi. Tuż po zapadnięciu zmroku, co raz więcej ludzi zaczęło schodzić się do budynku w celu zwieńczenia doby swej egzystencji. I tak każdej nocy… z wyjątkiem tej.
Siedząc w fotelu z surowego drewna, niczym nie obłożonego, powoli zaczął poświęcać uwagę hałasom które co raz bardziej szarpały nić łączącą opanowanie z rozsądkiem. Gdy owa nić pęka, opanowanie wędruje do jego rąk, które chwytają za rękojeść. Rozsądek rozlewa się po ostrzu miecza, dla którego jedynym rozsądnym działaniem, jest ciąć.
Nagła cisza wypełniła przestrzeń rozsypującej się od przegniłych desek rudery. Zdawało się, jakby wszystko zaraz miało runąć. Przepity głos dobiegający z wnętrza karczmy, jak odrywająca się deska sufitowa, drażnił swą egzystencją…
„Eee…! Karczmarzu! Ile masz tu pokojów!”
„Siedem, ale dziś tyko trzy wolne.”
„Ha! Gadałem wam! Psa też liczy jako ludzia!”
…
„Eee…! Wiecie czemu pies na koniu przyjechał? Bo se łańcuch przydeptywał! Tak gnał jak go Pan spuścił ode budy!”
…
Pękła nić…
Podążając za wskazówkami które otrzymał od rybaka koczującego na swej łajbie w mieście portowym, kierował się na północ. Po drodze mijał ludność cywilną, czując ich spojrzenia, jednocześnie nie patrząc na nikogo.
„Niegodni…” myślał, niosąc u swego boku ostrze i krzyż na piersi. Słońce odbijało się jaskrawymi promieniami w odkrytych elementach lśniącej zbroi. Ci którzy przyglądali się mu dłużej, zaczynali mrużyć oczy od blasku, czyniąc wyraz swej twarzy jako pogardliwej.
„Niegodni mej uwagi. Nawet ta, po którą idę.” Przed zachodem słońca dotarł do karczmy przy której zostawił swego wierzchowca. Noc zapowiadała się chłodna, więc postanowił przeczekać w jednym z pokoi. Tuż po zapadnięciu zmroku, co raz więcej ludzi zaczęło schodzić się do budynku w celu zwieńczenia doby swej egzystencji. I tak każdej nocy… z wyjątkiem tej.
Siedząc w fotelu z surowego drewna, niczym nie obłożonego, powoli zaczął poświęcać uwagę hałasom które co raz bardziej szarpały nić łączącą opanowanie z rozsądkiem. Gdy owa nić pęka, opanowanie wędruje do jego rąk, które chwytają za rękojeść. Rozsądek rozlewa się po ostrzu miecza, dla którego jedynym rozsądnym działaniem, jest ciąć.
Nagła cisza wypełniła przestrzeń rozsypującej się od przegniłych desek rudery. Zdawało się, jakby wszystko zaraz miało runąć. Przepity głos dobiegający z wnętrza karczmy, jak odrywająca się deska sufitowa, drażnił swą egzystencją…
„Eee…! Karczmarzu! Ile masz tu pokojów!”
„Siedem, ale dziś tyko trzy wolne.”
„Ha! Gadałem wam! Psa też liczy jako ludzia!”
…
„Eee…! Wiecie czemu pies na koniu przyjechał? Bo se łańcuch przydeptywał! Tak gnał jak go Pan spuścił ode budy!”
…
Pękła nić…
Kod HTML wszystkich zdjęć albumu do umieszczenia na dowolnej stronie:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą