Kobieta która urodzi przynajmniej czwórkę dzieci będzie miała prawo do emerytury.
W takim razie, skoro mamy równouprawnienie to. Czy mężczyzna który spłodzi przynajmniej czwórkę dzieci też powinien mieć takie prawo? I to niezależnie od tego czy przepracował w swoim życiu choć by jeden dzień.
Bo weźmy hipotetycznie taką sytuację. Rodzą się czworaczki. Kobieta daje w długą. Zostaje samotny ojciec z czwórką dzieci którym się poświęca i je wychowuje. I co ma być gorszy?
A co z wyrodną matką która każde kolejne dziecko odda do bidula bo jej się nie chce wychowywać? Też dostanie emeryturę?
A jak adoptuję czwórkę dzieci bo nie mogę mieć własnych. To co wtedy?
W takim razie, skoro mamy równouprawnienie to. Czy mężczyzna który spłodzi przynajmniej czwórkę dzieci też powinien mieć takie prawo? I to niezależnie od tego czy przepracował w swoim życiu choć by jeden dzień.
Bo weźmy hipotetycznie taką sytuację. Rodzą się czworaczki. Kobieta daje w długą. Zostaje samotny ojciec z czwórką dzieci którym się poświęca i je wychowuje. I co ma być gorszy?
A co z wyrodną matką która każde kolejne dziecko odda do bidula bo jej się nie chce wychowywać? Też dostanie emeryturę?
A jak adoptuję czwórkę dzieci bo nie mogę mieć własnych. To co wtedy?
--
Ani się obejrzałem jak zacząłem trącić "Steampunkiem" i stałem się "Vintage".