Witam,
właśnie przeczytałem artykuł <https://portalwiedzy.onet.pl/4870,12800,1339210,czasopisma.html>
p.t. 'A może Giertych ma rację', i to nakłoniło mnie do pewnej refleksji. Pomijając dyskusję o to, czy pomysły ministra sprowadzą nas z powrotem do szkoły socjalistycznej (nie sądzę) etc, chciałbym zapytać, jak uważacie, ile z naszej szeroko pojętej wolności i prywatności jesteśmy skłonni oddać, byle tylko czuć się bezpiecznie (vide pomysł wprowadzenia kamer w szkołach). Moim zdaniem dość sporo i tą akurat ideę skłonny byłbym poprzeć, gdyby mój głos miał jakieś znaczenie. Tak samo jest z wieloma innymi rzeczami, pisze się o cenzurze, ale przecież jej brak (nie cenzury dosłownie, ale kontroli) może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia. Pisze się o tolerancji, ale przecież nie możemy nie zwrócić uwagi na to co dzieje się np we Francji czy Holandii z imigrantami. Moim skromnym zdaniem, pewna doza 'kontroli' nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Ale gdzie jest ta granica, czy da się ją jakoś wyznaczyć, i może ważniejsze, kto ją wyznacza? Nie sposób tu nie pisać o polityce, która generalnie w naszym kraju i nie tylko napawa mnie obrzydzeniem, ale jak przeciwny jestem nacjonalizmowi etc. tak nie sposób nie poprzeć niektórych dość radykalnych pomysłów nowych władz (np. Ziobry).
Ponawiam więc pytanie, czy w ogóle możemy być wolni? Czy chcemy być tak naprawdę wolni? I co ta 'wolność' oznacza?
pozdrawiam
właśnie przeczytałem artykuł <https://portalwiedzy.onet.pl/4870,12800,1339210,czasopisma.html>
p.t. 'A może Giertych ma rację', i to nakłoniło mnie do pewnej refleksji. Pomijając dyskusję o to, czy pomysły ministra sprowadzą nas z powrotem do szkoły socjalistycznej (nie sądzę) etc, chciałbym zapytać, jak uważacie, ile z naszej szeroko pojętej wolności i prywatności jesteśmy skłonni oddać, byle tylko czuć się bezpiecznie (vide pomysł wprowadzenia kamer w szkołach). Moim zdaniem dość sporo i tą akurat ideę skłonny byłbym poprzeć, gdyby mój głos miał jakieś znaczenie. Tak samo jest z wieloma innymi rzeczami, pisze się o cenzurze, ale przecież jej brak (nie cenzury dosłownie, ale kontroli) może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia. Pisze się o tolerancji, ale przecież nie możemy nie zwrócić uwagi na to co dzieje się np we Francji czy Holandii z imigrantami. Moim skromnym zdaniem, pewna doza 'kontroli' nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Ale gdzie jest ta granica, czy da się ją jakoś wyznaczyć, i może ważniejsze, kto ją wyznacza? Nie sposób tu nie pisać o polityce, która generalnie w naszym kraju i nie tylko napawa mnie obrzydzeniem, ale jak przeciwny jestem nacjonalizmowi etc. tak nie sposób nie poprzeć niektórych dość radykalnych pomysłów nowych władz (np. Ziobry).
Ponawiam więc pytanie, czy w ogóle możemy być wolni? Czy chcemy być tak naprawdę wolni? I co ta 'wolność' oznacza?
pozdrawiam
--
...na górze róże, fiołki na dole, tak mi się nie chce, że ja pierd*lę...