Jestem matką dwojga dzieci. Dwóch córek. Kiedyś mówiłam, że chciałabym mieć troje dzieci. Nadal bym chciała, ale w naszym kraju- nierealne. Tak się w życiu złożyło, że zostałam z tymi dziećmi w pewnym momencie sama. Nie chodzi o relacje pomiędzy mną a byłym mężem- takiego ojca ja dzieciom wybrałam i państwo nie miało nic do tego. Ale nagle przestałam cokolwiek móc. Było mi ciężko, potrzebowałam zastrzyku gotówki na zrealizowanie pewnego planu. Kredyt? Jaki kredyt? Pani ma dwoje dzieci na utrzymaniu. Przecież mam 1000 zł alimentów, doliczcie do dochodów- chciałam kredyt na 3 lata, alimenty wtedy miałam dostawać co najmniej 15 lat.
Mnie do dochodu nikt tego nie chciał wliczyć, a eksmałżonek jak najbardziej ujawniał w dochodach i nie miał już dwojga dzieci na utrzymaniu. Do pracy nikt mnie nie chciał nagle, bo mogłam potencjalnie brać zwolnienia, bo jestem zaabsorbowana czymś innym. Pomijam fakt, że urlop macierzyński jest faktycznie zbyt krótki, braku kontaktu dziecka z matką nic nie zastąpi. Stąd właśnie biorą się stada rozkapryszonych bachorów, bo wiecznie zalatane matki usiłują potem dzieciom wynagrodzić małą ilość czasu im poświęconego.
W moim przypadku urlop macierzyński był fikcją. Tydzień po urodzeniu dziecka z nosidełkiem byłam w pracy, nie zawsze tak musiało być, ale wiadomo było, że nie jestem nieosiągalna i z chwilą urodzenia dziecka nie straciłam nagle intelektu i nie stałam się trędowata. Kiedy mówiłam "sorry nie mogę, bo mała ma kolkę" nie było problemu, ale niestety czasy tamtego pracodawcy minęły z chwilą, gdy przeniósł firmę do innego miasta.
Jak zareagował mój obecny pracodawca dowiadując się że jestem w stałym, nowym związku?
"Tylko mi tu w ciążę nie zajdź"- i nie był to żart.
Nie powołam do życia nowego istnienia, ryzykując to, że dwójce starszych dzieci nie będe miała co dać jeść.
Nic nie chcę od nikogo, niech ktoś mi pozwoli normalnie pracować, nie ma mi dać nic za darmo. Nie sztuka dzieci narobić- trzeba je godnie wychować.
Zarobki jakie są- każdy widzi. Nie wyciągam do nikogo ręki- pracuję na 2 etaty, robię dodatkową pracę w domu. Niestety- dwóch srok za ogon się nie pociągnie, więc by zapewnić byt dzieciom nie poświęcam im tyle czasu, ile powinnam. Kiedy urodzę dziecko- stracę możliwość zarabiania pieniędzy. Tak, jestem w związku i wiadomo, że nie sama już wszystko finansuję, ale dzieci rosną a zarazem ich potrzeby, poza tym jedno z nich jest chore na kosztowną dośc chorobę- "niestety" nie śmiertelną więc NFZ się wypina.
Najnormalniej na świecie mnie po prostu nie stać na kolejne dziecko- mimo chęci jego posiadania, a nie sądzę, by w tym kraju znormalniało przed moją menopauzą