Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Rodzinna obietnica, pazerny kanar i inne anonimowe opowieści

54 520  
252   24  
Dziś przeczytacie także o rodzinnych pogaduchach, priorytetach chłopaka, matce Polce i babcinej dobrej radzie.

Moja Mama ma dwoje rodzeństwa, Tata ma troje. Wszyscy żonaci/zamężni i jakoś tak się złożyło, że każde z nich ma dzieci w podobnym wieku, tj. od 18 do 26, ja liczę 21 wiosen. Czyli mam 8 rodzeństwa ciotecznego. Każde z mojego rodzeństwa ma już swoją drugą połówkę, za wyjątkiem mnie. Na każdą rodzinną imprezę są wszyscy zapraszani oczywiście że swoimi chłopakami/dziewczynami, ja sam. Zawsze wówczas słyszę, że to już czas najwyższy, że każdy już ma swoją love, że ile to można czekać, na co czekać, kiedy wreszcie przyprowadzę dziewczynę. Nie wspomnę, że co roku na wigilię dostaję przy opłatku życzenia: wesołych świąt i znajdź wreszcie miłość! Szlag mnie trafia.
A życzą mi tego wszystkie ciocie, wujkowie, rodzeństwo, te moje "bratowe" i "szwagrowie". Ostatnio nawet rodzice, którym też to zaczęło wadzić. Urocze, nie?

W końcu nie wytrzymałem. Na jednych imieninach ciotki, kiedy temat zszedł na "związki" młodych potomków i oczywiście na to, że ja nadal jestem sam, zaczęto snuć jakieś tezy, że jestem A. nienormalny B. homo. Wybuchem.

Odpowiedziałem cioci: uważam, że sprawa związku z drugą osobą to sprawa poważna i odpowiedzialna, nad którą należy się dobrze zastanowić aż się z kimś zwiąże, bo inaczej wszystko może skończyć się bardzo źle, co widać doskonale na przykładzie naszej rodziny.

Tu dodam istotny szczegół: tylko moi rodzice i siostra taty nie są rozwiedzeni. Pozostali wszyscy mają drugiego lub trzeciego już partnera, a z byłymi toczą zajadłe spory.

Ciocia miała akurat trzeciego męża. Do dziś się do mnie nie odzywa. Ja wreszcie przestałem słuchać "kiedy wreszcie znajdziesz...".

* * * * *

Kamil - mój chłopak - nigdy nie chce zakładać ubranek na maluszka. Mówi, że go uciska i że nic nie czuje, a do tego ten śmierdzący lateks sprawia, że zupełnie traci ochotę. Jako że nie chcę jeszcze być matką, muszę go za każdym razem zmuszać, aby używał gumek.

Jakiś czas temu, kiedy jeszcze słonko mocno grzało, pojechaliśmy jego samochodem na wycieczkę za miasto. W jednym z urokliwych, odludnych miejsc naszła nas ochota na baraszkowanie w aucie. Ku mojemu zaskoczeniu Kamil już przed grą wstępną założył gumkę. Zdziwiona tym nietypowym jak na niego zachowaniem zapytałam co wpłynęło na ten nagły napływ rozsądku.
„Wczoraj założyli mi nową tapicerkę. Nie chcę jej zafajdać...” - usłyszałam.

* * * * *

Od kilku dni w naszym bloku trwa generalny remont klatki schodowej. Wczoraj moja sąsiadka dała upust swej frustracji i wyszła z wrzaskiem na korytarz, aby opieprzyć robotników. Krzyczała tak głośno, że pół bloku się zleciało. „Mam dość tego hałasu, całe ściany się trzęsą, własnych myśli nie słyszę!” - darła się. - „Ja w piątym miesiącu ciąży jestem! Ten rumor sprawi, że w końcu poronię, albo urodzę upośledzone dziecko! Słyszysz, pan? W c-i-ą-ż-y, kur#a, jestem!” - jej głos aż zachrypł od tego wrzasku. Następnie splunęła pod nogi zaskoczonych robotników, zagasiła papierosa o utytłaną ścianę i wróciła do mieszkania, trzaskając drzwiami…

* * * * *

Wraz z mężem stwierdziliśmy, że już mądrzejsi nie będziemy i bardziej dojrzali i że to mimo wszystko najlepszy moment na potomka.
Nasza mądrość nam podopowiadała, że to nie może być takie skomplikowane i po prostu codziennie zachowywaliśmy się jak niewyżyte króliki. Ale ciąży brak. Po 3 miesiącach, gdy już przerobiliśmy całą Kamasutrę i wszystkie genialne pomysły z internetu, poszliśmy do lekarza. Badania mówiły, że wszystko OK i że to może być psychika.
Dostaliśmy coś, co ma ułatwić zajście i do roboty. Minęło kolejnych 5 miesięcy, a ciąży brak. Lekko już zmartwieni i smutni pojechaliśmy na święta do rodziny. Przy okazji czerwonego grzanego wina rozkleiłam się i wygadałam się mojej babci.
Babulka sędziwa, wstała i gdzieś poszła, łupiąc kulą o podłogę. Wróciła ze słoikiem z jakimś suszonym czymś. Wyjaśniła jak to pić i kiedy i dodatkowo po każdej "robocie" poduszka pod tyłek i leżeć na wznak.
3 miesiące później byłam w ciąży. Babcia wiedziała jako pierwsza.

Zapytałam co to było? Bo to jakiś może przełom w leczeniu takich przypadków...
Babcia na mnie popatrzyła i mówi, że wymieszała zwykła herbatę ze wszystkimi herbatkami ziołowymi, jakie miała w szafce. Poduszka, jak stwierdziła, ułatwiała "robotę", ale nie wie, czy coś dała... Patrzę na nią, oczy mam jak 5 zł, a ona, że to wszystko było w mojej głowie i że to jest efekt placebo i słyszała o tym w TV.

Synek ma na imię Aleksander, po ojcu babci.
Taka historia, o.

* * * * *

Wczoraj mój chłopak wrócił z roboty bardzo niepocieszony. Okazało się, że został wyrzucony z pracy. Chciałam go jakoś pocieszyć. Zrobiłam pyszną kolację, otworzyłam wino. Podczas jedzenia usiłowałam wyciągnąć od niego jakieś informacje na temat powodu tego zwolnienia. W końcu mi się udało.

Okazuje się, że miłość mojego życia, słońce na moim niebie, mężczyzna, który miał być ojcem moich dzieci został złapany na gorącym uczynku podczas posuwania praktykantki na kserokopiarce…

* * * * *

Razem z kumplem Andrzejem pracowaliśmy jako "kanarzy" w jednym z większych miast w Polsce. Andrzej był dobrym współpracownikiem, lecz wyjątkowo chciwym i pazernym. Podczas kontroli trafił na Ukrainkę jadącą bez biletu. Nie miała pieniędzy, by zapłacić mandat. Andrzej zauważył, że ma na szyi złoty łańcuszek. Powiedział, że nie wypisze jej mandatu, jeśli mu go odda. Ukrainka bez wahania zgodziła się na ten układ.
Andrzej cały dzień podniecał się tym, jaki dobry interes zrobił. Że jest do przodu dobrych kilka stówek.

Szkoda, że nie widzieliście jego miny, gdy usłyszał od pani z lombardu, że łańcuszek wcale nie jest ze złota.
Łańcuszek okazał się dla Andrzeja jeszcze bardziej pechowy. Bo całą sytuację nagrał z ukrycia jeden z pasażerów. I jeszcze tego samego dnia Andrzej wyleciał z pracy.

* * * * *

Moja babcia była krawcową w nieco większej wsi pod Lublinem. Podczas okupacji przyszedł do niej człowiek, który zapytał ją, czy to prawda, że jest najlepszą krawcową w okolicy. Babcia przez wrodzoną skromność, ale i przez to, że bała się zabrania na roboty, próbowała faceta zbyć. Ale on tak ją męczył, opisywał co babcia potrafi, co komu uszyła, że we Francji brała kursy krawiectwa, że w końcu przyznała jak wiele umie.

Człowiek ten przyniósł z wozu zapas przepięknych, bardzo drogich jak na tamte czasy materiałów, a wyglądał na mało zamożnego. Poprosił babcię o uszycie w trzy dni sukni ślubnej z czarno-białego zdjęcia, wyciętego z jakiegoś starego, włoskiego żurnala. Suknia jak dla cesarzowej Elżbiety Habsburżanki, wspominała babcia. Uszyła ją w pocie czoła i oddała na zamówiony termin, bo jak stwierdziła "ten pan wyglądał na zdesperowanego", a poza tym, co tu dużo mówić, nie miała za dużo roboty...

Następnego dnia, idąc do moich pradziadków, zauważyła wielki pogrzeb. Przeżegnała się przed trumną, a w drodze zmówiła koronkę za nieboszczyka. Dopiero dwa tygodnie później od sąsiadki dowiedziała się, że to był pogrzeb córki tamtego człowieka.

Ojciec nie zdołał ustrzec córki i została bardzo brutalnie zgwałcona. Na śmierć, dosłownie. Zakatowali ją w sześciu, gdy została sama w obejściu, bo ojciec pojechał sprzedać to, co udało mu się cichcem upędzić i uwędzić. Podobno chciała jechać z nim, ale kazał jej zostać, bo kto będzie kur pilnował, jeszcze kto rozkradnie...

Sprzedał wszystko co miał, by jej tę suknię kupić i w niej pochować, bo podobno od dawien dawna, jeszcze jako dziecko, hołubiła tę fotografię i choć wiedziała, że nie dostanie, to marzyła o takiej sukni i stroiła się w dziurawe, matczyne firanki i makatki. Jego żona nie żyła od wielu lat, miał tylko syna i córkę. Syn przepadł na wojnie, a córka...

Babcia chciała oddać mu pieniądze, ale on powiedział, że niech idą one do innych, bardziej potrzebujących, którzy mają dzieci do wykarmienia, jemu już nic nie trzeba. Z tego co babci wiadomo, poszedł walczyć w partyzantce, a słuch o nim zaginął. On i jego syn mają jedynie symboliczny napis na grobie żony oraz córki. Babcia dała mi kawałeczek jednej z przepięknych koronek, który jej został po tamtym szyciu, zapisała na kartce jak szukać grobu i poprosiła, żebym choć raz w roku, gdy ona już umrze, odwiedziła tę rodzinę. A ja obiecałam, że tak będę robić.
12

Oglądany: 54520x | Komentarzy: 24 | Okejek: 252 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało