< > wszystkie blogi

Maximilian1's absurdlog

MSPO - 2061-Wielka Rzeczpospolita sponsoruje tę stronę

Opowieści z żołnierskiego plecaka, czyli perły żołnierskiego humoru alias "Gdzie jest karabin"

22 grudnia 2010

Zauważyliście, że mam upodobanie do długich tytułów.
Dopiero teraz zajarzyłem to.

Znowu oczywiście otrzemy się o alkohol.
Najfajniejsze opowieści zawsze wiążą się z tym (może nie powinny, ale prawda historyczna ponad wszystko).
Był taki czas w Armii, kiedy postawiono na świadomość żołnierzy.
W końcu dorośli ludzie mogą spożywać alkohol.
Nic dziwnego. Trochę świata zjeździłem i nie jest to jakimś ewenementem. Oprócz stacjonowania w krajach arabskich, gdzie jest ścisła prohibicja w całej reszcie świata jest pełny luz. To ty decydujesz, czy możesz wypić piwo czy nie. Wolność.

No u nas ta wolność nie sprawdziła się.

Kilka dni po wypłacie żołdu mieliśmy problemy ze skompletowaniem składu warty, bo większość kompanii była zagazowana.

Miałem o tyle dobrze, że część żołnierzy miałem w służbie nadterminowej, a poza tym bali się mnie moi żołnierze.

Kiedy było wolno, to wolno (po ważnym ćwiczeniu), wtedy było zero sprawdzania pełna wolność.

No właśnie opowieść pogania opowieść. Dygresja goni dygresję. Ta wolność kiedyś się zemściła na mnie.

Opowieść brzmi: "gdzie jest karabin?"

Kiedyś, po odbyciu szkolenia na poligonie zmienialiśmy się kompaniami.

Żeby ograniczyć koszty przegrupowania (transporty bardzo dużo kosztują) kompanie jechały na poligon i z poligonu normalnie kupując bilety w pociągach osobowych.

Moja kompania wracała do garnizonu. Ponieważ ćwiczenie kompanijne wypadło na 5, mało tego - wypożyczałem moich strzelców innym jednostkom tacy byli dobrzy, ogłosiłem amnestię całkowitą - wszystkie kary anulowane, luzik.

No, a te moje zające odczytały to jako zachętę do zabawy. Napiło mi się towarzystwo na całego. I zapanuj tu nad 120 pijanymi chłopami, gdy 3 przesiadki Cię czekają.

A wszyscy z bronią.

Gwoździem programu wycieczki było, gdy pociąg ruszał już z ostatniej stacji przesiadkowej (Goleniów), gdy podbiegła staruszka i wręczyła mi kałasznikowa mówiąc: "bo ten zmęczony żołnierz zapomniał - powinien Pan być trochę łagodniejszy dla tych nieboraków...".
Wszystkie siwe i te nieliczne inne włosy stanęły mi dęba.
No przecież to byłby prokurator dla mnie.
Do dziś dziękuję babci za obywatelską postawę.

Ale nic nie obywa się bez konsekwencji.

Następnego dnia, gdy pozwoliłem się wyspać moim Tygrysom, zrobiłem im powtórkę tego ćwiczenia z poligonu.

Mój kancelista spytał: "Ale za co panie kapitanie?". 
"Za to, że jesteście jedną kompanią. To, że jeden pacan mógł zasnąć i zapomnieć broni to się może zdarzyć, ale że reszta drużyny czy plutonu nie zareagowała, to błąd, który musi boleć długi czas.

Trzymałem ich trzy dni w polu. Kawał h..... byłem.

To wcielenie na moją cześć skandowało z pociągu kończąc służbę: "Roman -  ty hu..u".
Po tym, że robili to w sposób zgrany i przemyślany - wiedziałem, że wyszkoliłem ich dobrze. Z takimi zakapiorami mógłbym iść na każdą wojnę.

Czasami, gdzieś w Polsce, spotykam ludzi, którzy służyli "pode mną".
Nie słyszałem obelg. Wręcz przeciwnie.
"To był dobry czas Wodzu! - do dzisiaj to wspominam".

Wyobraźcie sobie teraz tę Babcię z kałachem -kto ma jeszcze włosy -niech "stają dęba"!!!!



 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi